Duda nie jest bezstronny
Andrzej Duda zdaniem Aleksandra Kwaśniewskiego obecnie wydaje się bardziej działać jak przywódca obozu politycznego niż pełnić rolę prezydenta państwa. To stanowi tak naprawdę główny problem. Przyjęło się, że prezydent, być może pod wpływem bliskiego otoczenia, zwłaszcza ministra Marcina Mastalerka, stara się zbudować swoje przywództwo na scenie politycznej prawicy, być może w perspektywie zastąpienia Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego też prezydent skupia się głównie na demonstracji swojej siły.
Choć nie musi stawić czoła powszechnym wyborom, skupia się na wyborach wewnątrz obozu prawicowego. Taka zmiana kursu prezydenta Dudy uważana jest za jedno z najbardziej ryzykownych elementów obecnej sytuacji. W tej sytuacji ważne jest, aby prezydent kontynuował działania w interesie państwa, który zgodnie z konstytucją powinien bronić. Jednakże istnieje obawa, że w przeciwnym razie sytuacja może stawać się coraz bardziej problematyczna.
Choć warto byłoby dać sobie trochę czasu na znalezienie rozwiązania dla obecnego impasu, potrzebne jest pomysłodawstwo. Szymon Hołownia mógłby odegrać tę rolę ze względu na swoje stanowisko i polityczną osobowość, ale jednocześnie stał się stroną konfliktu w kwestii posłów Wąsika i Kamińskiego.
Albo wierzymy w praworządność, albo nie
W październiku pojawiły się trudne do zaakceptowania dla Andrzeja Dudy kwestie związane z sytuacją Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. Choć wyrok sądu okręgowego z grudnia był trudny do zignorowania, istniała możliwość opóźnienia działań, przynajmniej do czasu uchwalenia budżetu.
Dyskusje dotyczące sprawiedliwości są zdaniem Kwaśniewskiego zawsze trudne, zwłaszcza w kontekście polityki. Jedna koncepcja sugeruje, że prezydent powinien ułaskawiać po prawomocnym wyroku, zgodnie z praktyką, która zwykle miała miejsce po wydaniu wyroku sądu. Druga koncepcja podnosi, że prezydent i partia PiS mogą nadużywać instytucji ułaskawienia ze względów politycznych, aby ochronić Kamińskiego i Wąsika.
W rezultacie powstaje narracja, że prerogatywa prezydenta polega na ułaskawianiu według własnego uznania, co stawia pod znakiem zapytania zasady sprawiedliwości. Cena za to może być wysoka, biorąc pod uwagę osłabienie autorytetów w Polsce oraz brak silnego głosu dla wybitnych prawników, którzy mogliby rozstrzygnąć tę kwestię.
Jeśli założymy, że PiS dąży do destabilizacji i blokowania działań rządzącej koalicji, polityczne i prawne rozwiązanie wydaje się być jednym. Straszenie przyspieszonymi wyborami może być używane jako zagrożenie wobec PiS, jednak jeśli współpraca z prezydentem okaże się niemożliwa, większość parlamentarna może zasugerować skrócenie kadencji. Potrzeba 307 głosów, ale PiS może być skłonne poprzeć taki krok. Szybkie wybory z argumentem, że rządzenie jest niemożliwe z powodu przeszkód stawianych przez PiS i prezydenta, mogą przynieść katastrofalne skutki dla nich w oczach większości społeczeństwa.
Po wydarzeniach z 15 października mamy do czynienia z nowym rodzajem wyborców, bardziej świadomych i zaangażowanych. Decyzje dotyczące mediów publicznych, zwłaszcza TVP, były dla nich istotne. Okupacja budynku TVP jest przez nich uznawana za nieakceptowalną, a zatrzymanie Wąsika i Kamińskiego jest postrzegane jako decyzja sądu, która powinna zostać wykonana.
Co zyska koalicja?
Koalicja demokratyczna nie tylko nie straci wyborców, ale może ich nawet zyskać w przypadku przyspieszonych wyborów. W takiej sytuacji, PiS może napotkać trudności i utracić energię. Aby odrzucić weto prezydenta, potrzebne jest poparcie 3/5 Sejmu, czyli 276 mandatów. Obecnie brakuje 28 mandatów. Można je nadrobić w wyborach, co w istotny sposób zmienia sytuację. Warto rozważyć możliwość, że jeśli kryzys będzie trwał kolejne miesiące i będzie eskalowany przez PiS i prezydenta, to należy pójść do przyspieszonych wyborów i wygrać je zdecydowanie.
Były prezydent został zapytany o to, czy nie obawia się, że ludzie mogą zignorować całą politykę i nie będą już tak mobilizowani. Odpowiedział, że jest to ryzykowne, ale w ciągu trzech, czterech, a nawet sześciu miesięcy to nie jest główne zagrożenie. Po pewnym czasie nowej władzy pojawią się rozczarowania, ale może to nastąpić za rok czy nawet za dwa lata, a nie teraz. Każda eskalacja ma swoje konsekwencje. Z jednej strony PiS może utrudniać wszystko, twierdząc, że nowy rząd nie radzi sobie z zarządzaniem, ale z drugiej strony pojawia się oskarżenie, że to oni stawiają przeszkody na drodze Polski.
Poczucie, że PiS i prezydent uniemożliwiają sprawne rządzenie, może mobilizować elektorat „Koalicji 15 października” i jednoczyć go. Mówiąc o wynikach przyspieszonych wyborów, Kwaśniewski wyraża przekonanie – choć to tylko jego intuicja, a nie wynik badań – że rezultat byłby znacznie lepszy niż w wyborach z 15 października.