– Odruchowo uciekam z Canaveral, bo tam rozegra się ta przerażająca scena. Zobaczę ją z balkonu Saturn V na brzegu przylądka. To kilka kilometrów od samej rakiety. Naszą rodzinę i mnie będą w razie czego wspierać psychologowie i doświadczeni astronauci NASA. Dosyć dobrze radzę sobie nawet z ekstremalnym napięciem, ale nigdy jeszcze nie byłam w takiej sytuacji. Sławosz chciał chociaż trochę oswoić mnie z tym momentem, dlatego zabrał mnie na start załogowej misji Crew-10. Przyjechaliśmy na przylądek Canaveral, ale wykryto problemy techniczne i do startu nie doszło. Później obserwowałam start rakiety Falcon 9, która leciała z ładunkiem cargo w kosmos. To było spektakularne, surrealistyczne i wstrząsające. Myślałam o tym, że ta sama rakieta wyniesie mojego męża na orbitę. Niepokoi mnie ten moment (…).
To, co się wtedy dzieje, jest niezwykle brutalne: przeciążenia, ogromne wstrząsy i huk. Ewolucja człowieka cały czas przebiegała w warunkach ziemskiej grawitacji, a teraz on się jej wyrywa i łamie wszelkie zasady. To po prostu niezgodne z naturą. Nic dziwnego, że Sławosz się obawia, jak jego ciało sobie z tym poradzi. Żaden astronauta tego nie wie. Mimo że każdy z nich został świetnie przygotowany do lotu, to jest wiele niewiadomych. Nie chodzi tylko o sam start, lecz także o dłuższe przebywanie w mikrograwitacji. Tam płyny w organizmie zupełnie inaczej się rozchodzą niż w ziemskiej grawitacji. Dlatego na nagraniach z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej widzimy napuchnięte twarze astronautów. Są problemy z powstrzymywaniem wymiotów, bólami głowy i ze snem. Sławosz nie ma zbyt dużo czasu na adaptację w kosmosie. Cała misja potrwa około dwóch tygodni, podczas których mąż ma m.in. wykonać kilkanaście eksperymentów. Każdy moment jest precyzyjnie zaplanowany. Dlatego stresuję się na myśl, że jego organizm może okazywać „słabości”. Dowódczyni jego misji Peggy Whitson mówiła, że jeżeli astronauci nie będą mogli zasnąć, to ich po prostu „odetnie”. Zrobi im zastrzyki na sen, bo muszą się regenerować (…).
Tuż przed wejściem do kapsuły Dragon mąż zadzwoni do mnie. Będzie miał na to ok. minuty. To tradycja sięgająca jeszcze misji księżycowych Apollo: astronauci mogą wykonać ostatni telefon przed startem w kosmos. Niestety, to działa tylko w jedną stronę, czyli ja go usłyszę, a on mnie już nie. Szkoda, bo powtórzyłabym, że go kocham i czekam na jego bezpieczny powrót (…).