Wbrew rodzinnym tradycjom Simona nie malowała koni, tylko spełniła się na odludziu, daleko od Krakowa, badając życie zwierząt w Puszczy Białowieskiej.
Mamy czasy PRL-u, lata 70. Simona, wnuczka i córka słynnych malarzy (ojca i dziadka), których freski z polowań i pędzące konie uznano nie tylko za ważną część polskiej spuścizny kulturalnej, lecz także niemal za część samej polskości, zdaje egzamin magisterski na Uniwersytecie Jagiellońskim i rusza na prowincję, chcąc prowadzić badania naukowe nad dietą saren.
Impulsem jest okrutny zawód miłosny, ale także potrzeba ucieczki od chłodnej i wyniosłej matki (w tej roli świetna jak zawsze Agata Kulesza) oraz od cynicznej, zepsutej i ładniejszej siostry Glorii Kossak (Marianna Zydek).
Śledzimy losy bohaterki w małej leśniczówce bez prądu i wody, ale za to u boku przystojnego fotografa przyrody Lecha Wilczka (Jakub Gierszał z brodą). Szefem Simony z ramienia Lasów Państwowych jest sympatyczny leśniczy Batura (wiarygodny Borys Szyc), który, jak się okaże, pod maską miłego jegomościa skrywa zwykłego urzędasa uległego zwierzchnikom.
Film pokazuje jedynie wycinek biografii Simony Kossak, a dokładnie okres między magisterką a doktoratem, gdy zajmowała się badaniem zwyczajów saren.
Mimo że aktorzy (a gwiazd tu nie brakuje) grają świetnie, a sama Sandra Drzymalska w roli Simony jest rewelacyjna i błyszczy w filmie jak prawdziwy brylant, historia badaczki nie porywa.
Wydawałoby się, że sfilmowana tak oryginalna postać – zbuntowana córka słynnego rodu malarzy, która wbrew tradycji nie macha pędzlem po płótnie, chwytając konie w galopie, ale zostaje naukowcem w dziczy i zaprzyjaźnia się z dzikami, rysiem, krukiem mieszkającymi z nią w leśnej chacie, robi profesurę i bada zwyczaje wilków, jest ikoną dla dzisiejszych ekowojowników – to będzie prawdziwy hit. Niestety, w filmie mamy sporo saren i jeleni, a pośród nich są widzowie, którzy mają odczucie sporego niedosytu. To był potencjał na wspaniały film, a wyszła niby poprawna, ale momentami nudna opowiastka.
Atutem filmu jest dobrze dobrana muzyka w klimacie lat 70. Oraz, paradoksalnie… pewna aktualność. Okazuje się bowiem, że rabunkowa eksploatacja puszczy przez pazerne przedsiębiorstwo Lasy Państwowe to nie tylko domena ostatnich czasów i dzisiejszych opcji politycznych. Z filmu wynika, że tak było też za PRL-u. Wniosek? Człowiek z głupoty i chęci zysku niszczy starą przyrodę, a nasadzania drzewek i plantacje nie są w stanie zastąpić dawnego ekosystemu. Niby to wszystko wiemy, ale film i historia bojów Simony Kossak na nowo to uświadamiają.