Katastrofa Smoleńska. „Przeżyłem wyłącznie przez przypadek”

Kiedy w marcu 2010 roku w pracy zadzwonił telefon, nie spodziewałem się, że jest to prolog do największej tragedii Polski po transformacji. W słuchawce usłyszałem: „Mówi Andrzej Przewoźnik z Urzędu do spraw Kombatantów. Mamy dla pana miejsce w delegacji do Katynia na uroczystości rocznicowe. Czy woli pan lecieć z panem premierem 7 kwietnia, czy z panem prezydentem 10 kwietnia?”. Wybrałem pierwszą datę, dzięki czemu dziś żyję i mogę o tej pamiętnej wizycie pisać.

Kadr z oryginalnego filmu autora

Wziąłem urlop i do Warszawy przybyłem kilka dni przed wylotem do Smoleńska. Wiele serdeczności doznałem ze strony Urzędu ds. Kombatantów i Kancelarii Prezydium Rady Ministrów – organizatora delegacji. Spełniało się moje życzenie i wewnętrzny nakaz, aby raz w życiu udać się do miejsca, w którym zginął mój ojciec, gdy ja miałem zaledwie rok. Znałem go tylko z fotografii w mundurze oficerskim – z tą fotografią dzieliłem się opłatkiem w Wigilię i jajeczkiem na Wielkanoc. Z pożogi wojennej pozostała ona i kilka innych, m.in. z pracy na Politechnice Warszawskiej. Moi profesorowie – jego dawni koledzy – pamiętali go.

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2023-05-08

Witold Lilental