Koń zrywa się, a po chwili daje się zaprząc, by znów pociągnąć góralski fasiąg. Środowisko, zwane ogólnie ekologicznym, zaniosło się gniewnym krzykiem, który spłoszył świstaki nawet po słowackiej stronie. Nie pierwszy raz tak z gniewem wołano, gdyż tatrzańskie konie – jak ludzie – przewracają się niekiedy, a fiakrzy reanimują je, jak potrafią. Nieraz z pięści…
Spór o wykorzystywanie koni od 170 lat ciągnących pod górę wozy z turystami do Morskiego Oka nie jest nowy. Dla cepra męczący się koń to widok, który szarpie go za serce, nerwy i sumienie. Dlaczego górale tak dręczą zwierzęta? – pytają. Czy żeby zarobić dutki, trzeba być tak okrutnym? Nieludzkie!
A przecież konie zawsze harowały. Pracując w polu albo ciągnąc ciężkie wozy z ziemniakami, burakami, snopami zboża, ziarnem do młyna. Poganiane batem, ciągnęły snopowiązałki, gdy trzeba było spieszyć ze żniwami; zaś harówka koni na bieszczadzkich wyrębach była bezprzykładna. Koń i ciężka praca stały się synonimem. W porównaniu z naprawdę trudną przeszłością, jaką te zwierzęta mają za sobą, dzisiejsze konie z Morskiego Oka to elita. Moim zdaniem.
Subskrybuj