Jest w tej książce doskonały opis sygnału, jakim zdradzić się może nawet najgłębiej zakonspirowany szpieg. Jeden z agentów wspomina, że podczas rozmowy z kimś, kto może coś wie, zauważył coś „potencjalnie interesującego”. Smużka dymu palonego przez indagowanego papierosa lekko się wije, gdy pada konkretne nazwisko. Agent, który to zauważa, czeka na moment i znów rzuca to samo nazwisko. Papieros w palcach rozmówcy znów niezauważenie drży, a smużka dymu znów wije się w powietrzu. Trzecia próba z nazwiskiem ponownie zdradza zdenerwowanie rozmówcy. To przesądza o wszczęciu dochodzenia. Cztery lata później sąd, wobec niepodważalnych dowodów szpiegostwa, skazuje tegoż oskarżonego na 36 lat więzienia.
Tysiące dolarów
W historii superszpiega, agenta FBI i członka Opus Dei Roberta Hanssena smużek dymu było też niemało. Gdyby zastosować procedury, jakie służby USA wprowadziły po 2001 roku, Hanssen siedziałby od połowy lat 80. Tymczasem, mimo że smużki dymu zauważano, nie brano ich poważnie. To pozwoliło Hanssenowi sprzedać Rosjanom największe sekrety wywiadowcze Stanów Zjednoczonych. Nie musiał ich szukać, leżały pod ręką, wystarczyło je skserować, włożyć do koperty i umieścić w skrytce w którymś z parków. I odebrać dziesiątki tysięcy dolarów. W gotówce.
Subskrybuj