Gdy emeryt wziął się do przerzucania kompostu, zauważył, że porządna altana sąsiada stoi jakby krzywo. – Wzrok już nie ten – pomyślał, podszedł bliżej i stanął jak wryty. Czubki butów miał na krawędzi olbrzymiej dziury, w której zniknęła część gospodarczych budynków i tunel foliowy. Dom sąsiada dosłownie wisiał nad przepaścią.
O sprawie niezwykle groźnych zapadlisk w małopolskiej Trzebini pisaliśmy dwa miesiące temu. Wszystko zaczęło się we wrześniu od olbrzymiego huku na miejskim cmentarzu, obok osiedla bloków Gaj. Gdy grabarze przygotowujący miejsce pochówku obrócili głowy, zobaczyli, że spora część nekropolii tuż obok nich po prostu zniknęła. Olbrzymia, głęboka na blisko 10 metrów dziura pochłonęła bezpowrotnie kilkadziesiąt nagrobków ze szczątkami zmarłych. Niedługo później kolejne zapadliska wzbudziły strach na osiedlu domków jednorodzinnych Siersza. Na działkach Pawła Siewiorka i jego sąsiadki głębokie na kilka metrów dziury powstały kilka metrów od domów, w kilku innych popękały ściany. Mieszkańcy dobrze wiedzieli, co się dzieje: pod tą częścią miasta przez wiele lat działała kopalnia, w której prowadzono m.in. płytkie wydobycie – chodniki i wyrobiska znajdowały się kilkadziesiąt metrów pod ziemią. W latach 90. KWK „Siersza” zlikwidowano, ale – co również trzebinianom wbiło się w pamięć – proces ten przebiegał pośpiesznie i chaotycznie.
Subskrybuj