Szulczewska opowiada o swoim zainteresowaniu ezoteryką. Niektórzy ludzie wierzą, że można zmienić płeć lub rzeczywistość samymi słowami. Ona wierzyła, że można się oczyszczać specjalnymi dietami, jak witarianizm. Myślała o założeniu kanału na YouTubie, żeby dzielić się swoją „wiedzą” ezoteryczną. Ale coś ją powstrzymywało.
Nie była pewna, czy ma wystarczającą wiedzę i czy te wszystkie „nauki” są prawdziwe. Uczyła się w szkole ezoterycznej, która miała być naukowa. Chciała dowiedzieć się, czy istnieje telepatia i przewidywanie przyszłości. Ale szkoła uczyła też psychologii i terapii behawioralnych. To był ciekawy miks. Założyciele szkoły chcieli, żeby ich uczniowie, którzy będą wróżyć z tarota, znali też ludzką psychikę i umieli pomagać ludziom.
Influencerka opowiada o swojej fascynacji bioenergoterapią, która zaczęła się od tego, że w wieku 16 lat pozbyła się migren dzięki sesjom z bioenergoterapeutką. Jednak teraz uważa, że to mogło być spowodowane przez rozmowy z matką, która ją tam zabierała, lub przez naturalne zmiany w organizmie. Mimo to, zapisała się do szkoły ezoterycznej, gdzie uczyła się uzdrawiać ludzi za pomocą myśli i energii.
Na początku była pod wrażeniem swoich umiejętności, np. czytania w myślach czy widzenia chorób w ciele. Raz nawet odkryła, że jej znajoma poroniła. Ta uznała to za dowód jej daru i zachęcała ją do dalszej praktyki. Kobieta jednak z czasem zaczęła wątpić w skuteczność bioenergoterapii i tłumaczyła sobie swoje sukcesy jako przypadki lub skojarzenia. Twierdzi, że bioenergoterapia działała tylko na poziomie emocjonalnym, dając poczucie wsparcia i relaksu zarówno osobie leczonej, jak i leczącej.
Autorka opuściła szkołę ezoteryczną na trzecim roku, kiedy jej brat zaczął studiować psychologię i pokazał jej, że jej nauki nie mają podstaw naukowych. Zrozumiała, że jej umysł dobierał fakty tak, aby potwierdzić jej przekonania. Potem stała się gorliwą przeciwniczką ezoteryki, odrzucając wszystko z nią związane i próbując przekonać innych, że to bzdury. Teraz jednak patrzy na to inaczej.
Influencerka opowiada o swojej drodze od radykalnej ezoteryki do radykalnej dietetyki, a potem do umiarkowania i akceptacji. Zmieniła swoje poglądy na temat odżywiania, gdy zobaczyła, że nie każdy może być weganinem i że żywienie jest skomplikowaną sprawą. Zauważyła też, że na Instagramie dominował wizerunek idealnego ciała i fitnessu, co wpływało negatywnie na ludzi z problemami z nadwagą lub zaburzeniami odżywiania.
Dlatego stworzyła projekt fotograficzny „Ciałopozytyw”, który miał pokazać prawdziwe i różnorodne ciała ludzi. Chciała pomóc ludziom zaakceptować siebie i nie odchudzać się w sposób szkodliwy dla zdrowia i psychiki. Uważa, że odchudzanie nie może być formą samookaleczania się, jak to bywa u niektórych ludzi z anoreksją czy bulimią.