Donald Tusk w Brukseli. Z honorami, ale bez obietnic

25 października Donald Tusk pojechał do Brukseli, by otworzyć nowy rozdział w stosunkach Polski z Unią. – Wracamy na tę drogę z przekonaniem, że taka jest wola polskich wyborców – oznajmił. Spotkał się z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, przewodniczącym Rady Europejskiej Charles’em Michelem i przewodniczącą Parlamentu Europejskiego Robertą Metsolą. Został przyjęty z honorami zaledwie dziesięć dni po wyborach parlamentarnych – napisała Beatriz Navarro, brukselska korespondentka hiszpańskiego dziennika „La Vanguardia”. Honory były uzasadnione, bo muzyka płynąca z Warszawy to miód na uszy instytucji unijnych, z którymi od ośmiu lat bez przerwy toczył wojnę skrajnie antyeuropejski rząd Prawa i Sprawiedliwości. 

Fot. Wikimedia

Gdy rządzić zacznie opozycja, relacje między Warszawą i Brukselą zmienią się diametralnie – co do tego zagraniczni komentatorzy nie mają żadnych wątpliwości, jednak Tusk odwiedził budynek Berlaymont nie tylko po to, żeby deklarować przyjaźń i współpracę. 

Uczynił pierwszy krok do spełnienia swojej wyborczej obietnicy,

którą było przyspieszenie odblokowania pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Na wspólnej konferencji prasowej z Ursulą von der Leyen przyznał, że wizyta jest nieformalna, a on występuje wyłącznie jako lider opozycji, lecz „czas ucieka”: – Musiałem podjąć tę inicjatywę, zanim dojdzie do ostatecznych rozstrzygnięć powyborczych, ponieważ trzeba użyć wszystkich, nawet niestandardowych metod, aby ratować pieniądze, które Polsce się należą. I tu zaczęły się schody. – Retoryka wokół Tuska oraz tego, co chce wspólnie z nami zrobić, jest jak najbardziej mile widziana – wyznał w rozmowie z „Financial Times” jeden z wyższych urzędników unijnych. – Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że będziemy oczekiwać zbyt wiele i zbyt szybko. Ten głos nie jest odosobniony. Już wcześniej, wkrótce po wyborach, unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders wyraził obawę, że pośpiech, z jakim przyszły polski rząd będzie dążył do celu, może prowadzić do niebezpiecznych rozwiązań. Urzędnicy przestrzegają przed wszelkimi posunięciami, które mogłyby sprawiać wrażenie, że Tusk ingeruje w polskie sądownictwo w sposób porównywalny z nadmiernym zasięgiem politycznym i interwencjonizmem PiS-u – informuje „Financial Times”. Komisja musi liczyć się z Parlamentem Europejskim. Zaś PE wymaga, aby trzymała się „kamieni milowych” i procedur, którymi uzasadniała zamrożenie funduszy. 

Powstrzymała entuzjazm

Dlatego ze strony Ursuli von der Leyen obietnica odblokowania środków nie padła. Przyjęła Tuska jako członka Europejskiej Partii Ludowej, powstrzymała jednak entuzjazm. Okazała radość z powodu rekordowej frekwencji w wyborach, najwyższej od końca komunizmu, która udowodniła, że „Polacy czują się silnie związani z demokracją” i że z pewnością znajdzie „wiele punktów wspólnych” w rozmowach ze swoim partyjnym kolegą – donosi Beatriz Navarro. Natychmiastowe przekazanie funduszy dla Warszawy może być trudne, twierdzi hiszpańska dziennikarka. – Bardziej skomplikowane i wolniejsze niż to planują nowe polskie władze. Otwarta przez UE procedura wiąże się z koniecznością wprowadzenia zmian odpolityczniających wymiar sprawiedliwości, jednak cofnięcie reform zatwierdzonych przez władzę wykonawczą Mateusza Morawieckiego będzie wymagało kilku miesięcy. Tę samą opinię prezentuje Verónica Romano na łamach Euronews: Pieniądze nie zaczną płynąć po prostu dlatego, że nastanie inny rząd (…). Warszawa musi zmienić kontrowersyjne zasady sądownictwa, co będzie wymagało przyjęcia nowych przepisów. I nawet jeśli parlament przyjmie je szybko, trafią później na biurko głowy państwa, więc tempo procesu będzie zależeć od prezydenta Dudy. Tymczasem wypłata środków jest naprawdę sprawą naglącą. Pilna potrzeba, o której wspomniał Tusk, ma związek z wyjątkowością funduszy Next Generation EU, ponieważ stanowią one część planu przeciwdziałania gospodarczym skutkom pandemii i mają określoną datę ważności: wszelkie pieniądze niewydane przed końcem 2026 roku przepadną bezpowrotnie – uświadamia Navarro. 

Trzeci cel wizyty Donalda Tuska w Brukseli podkreśla korespondentka „La Vanguardii” w Berlinie María-Paz López. Jego podróż może wywrzeć presję na polskiego prezydenta, który obecnie niechętnie przekazuje mu inicjatywę utworzenia rządu (…). Nie jest wykluczone, że Duda w pierwszej kolejności odda inicjatywę PiS (…), a Tusk, aby zostać premierem, będzie musiał poczekać do grudnia. 

2023-11-03

EW