Dziś są emerytami po osiemdziesiątce. Niezwykle cisi i spokojni, nieodwiedzani niemal przez nikogo, a grzeczne „dzień dobry” to cały ich kontakt z sąsiadami. Kiedyś, kiedy mieszkała z nimi Mirelka, było trochę inaczej, bo nastolatka wnosiła wigor: hasała z innymi dzieciakami po podwórku, właziła z Izą, wnuczką sąsiadki z przeciwka, na drzewa i czasem zapędzić ją do domu było trudno. Tyle że Mirelka zniknęła w 1998 roku.
Kiedy sąsiedzi pytali Jego i Ją, co się stało z córką, odpowiadali różnie: raz, że „zaginęła”, kiedy indziej, że dziewczynka „była adoptowana i wróciła do biologicznych rodziców”.
Jaka piękna ta klatka
W ostatnich miesiącach zza drzwi z boazerii coraz częściej dobiegały krzyki, a nawet wrzaski, głównie Jego. Ona, w odpowiedzi na pytające spojrzenia sąsiadów, tłumaczyła, że mężowi „na stare lata odbija”. Iza (oficjalnie Luiza), która już od 18 lat zajmuje mieszkanie po babci, słyszała to wielokrotnie, ale trzy miesiące temu sąsiad z pierwszego rzucił jej na schodach zdanie, po którym miała ciarki na plecach: „A wie pani, że czasem słyszę tam trzy głosy? Tam chyba jest Mirelka”. Luiza oczywiście nie uwierzyła, ale 29 lipca, kiedy za drewnianymi drzwiami znów usłyszała krzyki, wezwała wraz z partnerem policję. – Do awantury, ale powiedziałam, że sąsiedzi mogą przetrzymywać w domu córkę. Patrol przyjechał i choć On i Ona zapewniali, że już są spokojni i to zwykła domowa sprzeczka bez przemocy, funkcjonariusze weszli do mieszkania. Luiza: – Stałam jak wryta. Z jednego pokoju wyszła
Subskrybuj