Przez lata zżymałem się, że jedyną partią posiadającą spójny program polityczny jest Polskie Stronnictwo Ludowe. Wizyty na stronach internetowych czy to partii rządzącej czy największej partii opozycyjnej zostawiały mnie z poczuciem dużego niedosytu. Owszem oba stronnictwa publikowały swoje „programy”, ale przedstawionych tam dokumentów w żaden sposób nie dało się traktować poważnie. PiS prezentował rozległy esej na temat krzywd, których naród Polski rzekomo doświadczał w latach 1989-2015 (z krótką przerwą na lata 2005-2007) i zapowiadał, że teraz będzie inaczej. Z kolei Platforma swoim „programem” dostarczała amunicję tym, którzy mówili, że nie interesuje ją nic poza odebraniem PiS-owi koryta. Owszem, szczegółowo wyliczała grzechy rządzących, ale nie potrafiła przedstawić ciekawej wizji Polski przyszłości. Potwierdzał to Grzegorz Schetyna, który przed laty powiedział, że PO nie publikuje programu, „bo mu go PiS ukradnie”.
Kolejne lata podczas, których liderzy dużych partii karmili nas co najwyżej kolorowymi slajdami z nic nieznaczącymi hasłami takimi jak „bezpieczna szkoła” sprawiły, że niektórzy publicyści zaczęli wręcz kwestionować sens istnienia czegoś takiego jak program polityczny. Mogliśmy czytać, że wybory „wygrywa się emocjami” albo „mobilizacją już przekonanego elektoratu”. Przepływy głosów z partii A do partii B traktowano jako mrzonkę.
Z tęsknoty za taką wizją zrodziła się Polska 2050 Szymona Hołowni, partia, która miała być pełna ekspertów i merytorycznego przekazu, tak innego od mainstreamowej papki Tuska i Kaczyńskiego. Jednak gdy dziś wejdziemy na jej stronę zobaczymy co najwyżej 10 pomysłów, które w żaden sposób nie odbiegają od tego co proponują inne partie opozycyjne. Na korzyść Hołowni, Koboski i tajemniczych ekspertów działa tylko to, że prawdziwy program dalej ma PSL.
Na koniec wyliczanki zostaje Lewica. To ugrupowanie, które faktycznie odznaczało się niektórymi ciekawymi pomysłami, takimi jak „autobus w każdej gminie, kolej w każdym powiecie” czy rewolucyjną jak na XXI wiek ideą powołania państwowego dewelopera mieszkaniowego. Zawsze jednak miał przeczucie, że pozostałe części lewicowego programu dotyczą grup faworyzowanych przez tę partię. Adrian Zandberg ubóstwia ludzi pracujących w budżetówce i tych, którzy posiadają umowy o pracę. Dla wszystkich innych niespecjalnie znajduje zrozumienie.
Aż pojawił się program Koalicji
Zarysowany przeze mnie krajobraz był aktualny do dziś, bowiem zaprezentowane w Tarnowie 100 punktów Koalicji Obywatelskiej powinno zaspokoić potrzebę na „merytoryczną dyskusję” podczas kampanii. Nie sposób też się wyzłośliwiać i mówić, że koalicjanci Platformy stanowią kwiatek do kożucha dla największej partii opozycyjnej. Gołym okiem widać, które punkty programu były pisane choćby przez Zielonych czy Agrounię.
Przedstawiony program można nazwać rewolucyjnym. Koalicja Obywatelska w swoich stu punktach zrzuca łatkę partii „klasy średniej”. Śmiało można powiedzieć, że przedstawione tu punkty nie mają wyłącznie zaspokoić potrzeb „zamożnych, wykształconych i mieszkających w wielkich miastach”. Przeciwnie, możemy odnaleźć tu punkty gdzie troska o najuboższych idzie dalej niż w programie Lewicy.
Takim punktem jest zwolnienie z podatku dochodowego osób zarabiających do 6000 złotych brutto i pobierających emeryturę do 5000 złotych brutto. Ponadto KO zapowiada podwojenie kwoty wolnej od podatku z 30 do 60 tysięcy złotych. To ewidentna próba przeciwdziałaniu inflacji, która spustoszyła portfele Polaków, ale wielu tych, którzy jeszcze do nie dawna wiązali koniec z końcem wepchnęła w ramiona ubóstwa.
Podobnie należy traktować punkt automatycznej waloryzacji pensji nauczycielskich czy likwidacja tzw. pułapki rentowej. Oznaczałaby ona, że osoby z niepełnosprawnością będą mogły pracować nie tracąc przy tym renty. I choć brzmi to jak oczywistość, to do tej pory było to niemożliwe. Na absurdy takiej sytuacji zwracała uwagę choćby Agnieszka Szpila, która w zeszłym roku za tekst „Gdzie są te dzieci? W dupie!” otrzymała nagrodę GrandPress w kategorii publicystyka.
Ciekawe wydają się punkty dopisane do programu przez AgroUnię. Mowa choćby o pomyśle, aby przynajmniej połowa „strategicznych produktów żywnościowych” pochodziła z Polski (pytanie co przyszły ustawodawca uzna za takie produkty) lub punkt o budowie systemów trzymających dłużej wodę w glebie. Obecność takiego postulatu na liście oznacza, że już dziś polscy rolnicy muszą zmagać się ze skutkami zmian klimatycznych.
Na liście wymienieni są także politycy PiS, którzy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za swoje nadużycia. To kamyczek do ogródka tych, którzy mówią, że w polskiej polityce można robić wszystko poza wzywaniem przeciwników przed oblicze Trybunału Stanu. Jeśli więc wierzyć szefowi Platformy kłopoty czekają: Andrzeja Dudę, Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego, Jacka Sasina, Zbigniewa Ziobrę, Adama Glapińskiego, Łukasza Szumowskiego, Janusza Cieszyńskiego, Antoniego Macierewicza czy choćby Adama Niedzielskiego.
Program Koalicji Obywatelskiej – kolejny krok w budowie Partii Demokratycznej
Program Koalicji Obywatelskiej stanowi spójną całość dotyczącą całego życia publicznego. O ile mam świadomość, że pewnie nie przekona on do siebie zwolenników PiS o tyle myślę, że może odpowiadać na potrzeby wyborców niezdecydowanych. Jak pokazały ostatnie badania, które na zlecenie Instytutu Batorego przeprowadziła pracownia Difference, wyborców, którzy na miesiąc przed głosowaniem nie są jeszcze zdecydowani jaką poprzeć partię łączy przede wszystkim niechęć do pisowskiego rozdawnictwa. Koalicja w swoim programie wyraźnie idzie w innym kierunku – nie tyle chce pieniądze rozdawać, co zatrzymać je w kieszeniach Polaków. Nie zdziwię się też jeśli w ciągu najbliższych dni sondażowe kłopoty spotkają Trzecią Drogę i Lewicę. KO nie dość, że wyciągnęła z ich programów to co najlepsze, to jeszcze dołożyła dużo własnych pomysłów.
To kolejny wyraźny krok w stronę budowy polskiego odpowiednika amerykańskiej Partii Demokratycznej. Lider PO pokazał, że postulaty socjalne – ale dalekie od zwykłego wręczania ludziom pieniędzy do ręki – można realizować także pod egidą „dużej koalicji”. I być może to jedyny sposób aby realizować je skutecznie.
Dosłownie jedynym pomysłem na liście, który wydaje mi się nieprzemyślanym jest 0 proc. kredyt na kupno pierwszego mieszkania, bo to nie tylko powtórzenie złego pomysłu PiS ile podbicie jego stawki. Nie mam wątpliwości, że po wprowadzeniu takiego rozwiązania ceny nieruchomości osiągnęłyby historyczny rekord. Przemyśleć należałoby też kwestię budowy lotniska w Baranowie. Koalicja wyraźnie jest temu pomysłowi przeciwna, ale od dawna wiadomo, że Okęcie to za małe lotnisko dla wciąż rozrastającej się Warszawy.
Czym jednak są dwa, małe zastrzeżenia, wobec listy pozostałych 98 pomysłów? Pytanie tylko czy KO nie ogłosiła swojego programu zbyt późno i czy trzydzieści kilka dni to dość czasu aby skutecznie przedstawić te pomysły Polakom.