R E K L A M A
R E K L A M A

Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Kto zamordował warszawską prokurator?

4 maja 1990 r., Sąd Rejonowy dla Pragi Południe w Warszawie. O godz. 10 miała rozpocząć się rozprawa przeciw drobnemu złodziejaszkowi z Pragi. Oskarżać miała prokurator Elżbieta M., znana z punktualności i zawodowej dyscypliny. Nie pojawiła się jednak, a jej telefon milczał. Rozprawę zawieszono. Od tamtej pory minęło 35 lat. Elżbieta M. przepadła bez śladu – nie znaleziono jej ani żywej, ani martwej.

Fot. PxHere

Prokurator rejonowa z Pragi Południe specjalizowała się w prowadzeniu spraw dotyczących drobnych przestępstw kryminalnych. Mieszkała z mężem i dorosłym synem w bliźniaku w podwarszawskiej Radości – dom budowali wspólnie z partnerem młodszym o osiem lat. Wiosną 1990 r. syn wyprowadził się, a małżeństwo Elżbiety praktycznie się rozpadło. Żyli z mężem w separacji, planowali rozwód.

2 maja w godzinach popołudniowych Elżbieta M. opuściła gmach prokuratury przy Świerczewskiego. Wcześniej zjadła obiad z synem w milicyjnym kasynie, potem zrobiła zakupy i odwiedziła jego mieszkanie, do którego miała klucze. Co działo się później – nie wiadomo. Ślad się urywa.

Około godz. 19 sąsiadka widziała Elżbietę M., gdy otwierała furtkę prowadzącą do bliźniaka w Radości. Prokurator odwiedziła koleżankę mieszkającą w drugiej części domu. Podczas rozmowy mówiła, że rozwód jest już blisko i liczy, że sąd przyzna jej część domu – dla niej i syna. U sąsiadki spędziła wieczór aż do północy. Koleżanka zaproponowała jej nocleg, ale Elżbieta odmówiła.

Według relacji męża, gdy żona wróciła nad ranem, on spał. Sąsiedzi zeznali później, że przez cienką ścianę słyszeli wtedy głośną wymianę zdań i odgłos upadku. Potem zapadła cisza.

Był 3 maja – dzień świąteczny. O 7 rano mąż Elżbiety wyjechał samochodem w kierunku Falenicy. Twierdził, że chciał zatankować, a resztę dnia spędził u znajomej. Wrócił do domu około godz. 23. Od tamtej nocy nikt już Elżbiety M. nie widział.

Jej zaginięcie mąż zgłosił w praskiej prokuraturze dopiero 8 maja. Następnego dnia Prokuratura Wojewódzka wszczęła śledztwo – od razu w sprawie zabójstwa. Przeszukano mieszkanie, ale nie znaleziono żadnych śladów przestępstwa ani dowodów na dobrowolne zniknięcie. Paszport pozostał na miejscu, co wykluczało ucieczkę za granicę. Zniknęły natomiast: torba gospodyni, klucze od domu i akta sprawy, którą Elżbieta miała prowadzić 4 maja.

Przeszukano posesję z udziałem psa tropiącego, sprawdzono także fiata 125p należącego do męża. Bez rezultatu. Również emisja sprawy w programie „997” nie przyniosła przełomu.

Elżbieta M. twierdziła, że posiada dokumenty kompromitujące męża – miały pomóc jej w sprawie rozwodowej. 30 kwietnia Elżbieta M. udała się do Ambasady Hiszpanii w Warszawie, by próbować zablokować wizę dla męża planującego wyjazd. Ambasador odmówił, tłumacząc, że nie wpłynął żaden wniosek wizowy. Zwrócono też uwagę na zachowanie męża w sobotę 4 maja. Od rana czyścił i mył swój samochód, co według sąsiadów nigdy wcześniej mu się nie zdarzało. W trakcie przesłuchań świadkowie zeznali, że po alkoholu odgrażał się, że „zrobi porządek z żoną”. Później, już jako świadek, potwierdził te słowa, podkreślając, że żartował.

Śledztwo od początku koncentrowało się na hipotezie zabójstwa. Brakowało jednak poszlak i twardych dowodów.

Śledczy sprawdzali również wątki zawodowe, ale motyw zemsty szybko wykluczono. Nigdy nie otrzymywała gróźb karalnych, a uprowadzenie dla okupu uznano za mało prawdopodobne. Pod koniec 1990 r. „Nowy Detektyw” donosił o świadku, który 3 maja około godz. 7.30 rano pokłócił się na Wale Miedzeszyńskim z kierowcą niebieskiego fiata 125p. W aucie zauważył duży pakunek przykryty narzutą. Gdy pokazano mu zdjęcie męża Elżbiety M., początkowo go rozpoznał, ale później wycofał się z identyfikacji. Mąż zaginionej zaprzeczył jednak, by incydent miał miejsce. 3 czerwca 1991 r. sprawę umorzono z braku dowodów. Tajemnica tej zbrodni pozostaje nierozwiązana. I nic nie wskazuje, by miało się to kiedykolwiek zmienić.

W dniu zaginięcia Elżbieta M. miała na sobie żakiet w drobną czarno-brązową pepitkę, czarno-białą spódnicę oraz brązową kurtkę zimową. Z wyglądu ok. 45 lat, wzrost 166 cm, budowa ciała średnia. Szatynka, włosy lekko kręcone, oczy zielone, nos mały, wąski, prosty. Znaki szczególne: blizna na łydce – ślad po ugryzieniu przez psa, pieprzyk przy prawym kąciku ust i wyraźnie widoczna tarczyca. 

2025-10-19

Michał Fajbusiewicz