W 2012 r. mieszkanka województwa mazowieckiego zgłosiła się z donoszoną ciążą do odbycia porodu siłami natury. Według rodziców doszło podczas niego do niedotlenienia wewnątrzmacicznego, czego jednak nie zanotowano w dokumentacji medycznej. Na oddziale neonatologicznym dziecko zostało z kolei zakażone szczepami alarmowymi, drobno ustrojami opornymi na antybiotyki typowymi dla zakażeń szpitalnych.
Te dwa czynniki spowodowały, że dziecko, które dziś ma 13 lat, pod względem neurologicznym jest osobą niepełnosprawną i nic nie wskazuje na to, żeby jego stan miał się poprawić.
W imieniu małoletniego syna rodzice złożyli pozew przeciwko szpitalowi. Sprawa toczy się już od ponad trzech lat i przez ten czas pełnomocnik szpitala, mimo wniosków składanych przez prawnika rodziców, nie przedstawił dokumentów dotyczących stanu epidemiologicznego szpitala, a szczególnie oddziałów położniczego i neonatologicznego. Gdy wreszcie sąd go do tego zmusił, pełnomocnik przedłożył dokumentację stanu sanitarno-epidemiologicznego… kaplicy szpitalnej, w której nie stwierdzono żadnych patogenów, co miało być dowodem na to, jak dokładnie badane były pomieszczenia tej medycznej placówki.
– Gdy rodzice dziecka otrzymali postanowienie sądu o powołaniu biegłych z różnych dziedzin medycznych (w tym z zakresu epidemiologii i chorób zakaźnych), złożyli wniosek, z którego wynikało, że to pełnomocnik szpitala przez wiele lat trwania sprawy mataczył, nie dostarczając dokumentacji, co wskazywało na wysokie prawdopodobieństwo, że w tym szpitalu nie zadbano o bezpieczeństwo epidemiologiczne i stąd najpewniej doszło do zakażenia noworodka – mówi dr Ryszard Frankowicz. – Prawnicy rodziców dziecka zwrócili się do właściwej terytorialnie placówki sanepidu z pytaniem o wyniki badań bakteriologicznych w szpitalu i dostali odpowiedź, że w roku, w którym miał miejsce poród, było tam kilka przypadków zakażeń szpitalnych. Szpital ukrył dokumentację i nie ma znaczenia, czy zrobił to pełnomocnik tej placówki we własnym imieniu, czy też na żądanie dyrekcji. Przedstawienie dokumentacji z badań bakteriologicznych kaplicy jest moim zdaniem obrazą sądu i naigrawaniem się z choroby dziecka. Na marginesie trzeba wyjaśnić, że ciężarna podczas swojego pobytu w szpitalu ani razu nie była w tej kaplicy. Nie rozumiem, dlaczego sąd nie ukarał pełnomocnika szpitala za jego zachowanie i nie zawiadomił prokuratury.
Zespoły kontroli czy ukrywania?
– Na każdym szpitalu ciąży obowiązek zgłaszania przypadków zakażeń szpitalnych do właściwej terytorialnie stacji sanepidu, ale także obowiązek przeprowadzenia wewnętrznego dochodzenia i własnych badań kontrolnych – dodaje Ryszard Frankowicz. – W tym przypadku nie byłoby z tym problemu, gdyż znajduje się tam specjalistyczne laboratorium. W szpitalach powinny działać zespoły kontroli zakażeń szpitalnych, w których muszą znajdować się specjaliści z różnych dziedzin medycyny. Problem w tym, że taki zespół podlega zastępcy dyrektora ds. medycznych. Nikt nie chce, żeby informacje dotyczące zakażeń wydostawały się na zewnątrz, gdyż nie tylko psują opinię o placówce medycznej, ale także mogą mieć wpływ zarówno na wysokość obowiązkowej składki polisy OC, jak i zawierane kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Zakażenia to nie tylko nasza specjalność
W materiałach Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu z przedmiotu mikrobiologia, opracowanych na rok akademicki 2023/2024 przez prof. Beatę Sobieszczańską, czytamy: (…) Zakażenie szpitalne to zakażenie, które wystąpiło w związku z udzieleniem świadczeń zdrowotnych, w przypadku gdy choroba w czasie ich udzielania nie była w okresie wylęgania (np. zakażenia bakteryjne) lub gdy choroba wystąpiła po udzieleniu tych świadczeń w okresie nie dłuższym niż najdłuższy okres wylęgania tej choroby (np. WZW typu B i C).
Najczęściej uznaje się zakażenie za szpitalne, jeśli wystąpiło w okresie 48 – 72 godzin od udzielenia świadczenia zdrowotnego.
Dla zakażenia o długim okresie wylęgania (WZW typu B i C, HIV, gruźlica) przyjmuje się okres od dwóch tygodni do wielu lat. Zakażenie szpitalne może dotyczyć zarówno pacjenta, jak i personelu oraz może wystąpić zarówno w szpitalu, jak i w innej placówce opieki zdrowotnej.
U noworodków za zakażenie szpitalne przyjmuje się zakażenie, które wystąpiło po upływie 48 godzin od porodu, a przed porodem u matki nie istniało zakażenie.
(…) Zakażenia szpitalne dotyczą 7 – 10 proc. osób leczonych w szpitalach (400 – 800 tysięcy rocznie).
(…) 1 na 31 osób umiera z powodu zakażenia szpitalnego, któremu można zapobiec.
(…) W salach szpitalnych parapety są najbardziej zanieczyszczonymi powierzchniami.
(…) Ze 100 proc. pokrywanych krzeseł nie udaje się usunąć VRE (szczepy bakterii należące do rodzaju enterokoków – przyp. autora) po zastosowaniu czwartorzędowych soli amonowych.
(…) Częstość kolonizacji pilotów, klawiatury – 24 proc.; kranów – 15 proc.
(…) Do 50 proc. materaców jest zanieczyszczonych MRSA (gronkowiec złocisty – przyp. autora).
(…) W Polsce coroczny koszt leczenia zakażeń szpitalnych to 800 mln zł. Kontrole NIK: ok. 50 proc. szpitali nie wykazuje danych epidemiologicznych na temat zakażeń szpitalnych (ukrywanie wyników?). Liczba lekarzy ze specjalizacją z mikrobiologii (2017 r.) – 110, z epidemiologii – 219.
W Europie corocznie stwierdza się ok. 4 mln zakażeń szpitalnych, 40 tys. osób umiera. Koszty leczenia – 5 miliardów euro.
Najwyższa Izba Kontroli, 17 maja 2018 r.
Brudne ręce personelu medycznego, skażone otoczenie chorego, zatrudnianie osób nieprzygotowanych do pracy w szpitalach wskazują, jak bardzo nieskuteczny jest w niektórych placówkach system przeciwdziałania zakażeniom wewnątrzszpitalnym.
Z raportu Izby wynika, że wzrost liczby pacjentów między innymi zarażonych lekoopornymi szczepami bakterii Klebsiella pneumoniae NDM (+) w 2016 r. był niemal trzykrotnie wyższy niż w 2015 r. Niestety, NIK nie może podać kompletnych danych, bowiem funkcjonujące w kontrolowanych szpitalach systemy monitorowania i raportowania o zakażeniach nie dostarczały pełnych danych. Przekazane zestawienia w ocenie Izby mogą być znacznie zaniżone.