Sportowy mercedes wyrósł jak spod ziemi. Ja się cofnąłem, Arek próbował odskoczyć na chodnik, ale było za późno. Chłop 100 kilo wagi i dwa metry wzrostu uderzył z impetem w przednią szybę auta, a siła zderzenia odrzuciła go na kilkanaście metrów. – Usłyszałem o wypadku brata i popędziłem do szpitala – mówi Mariusz Wojtas, brat Arka, na co dzień ratownik medyczny. Kolega, który go ratował, powiedział, że jest dramat, ale kiedy wszedłem na salę i rzuciłem okiem na parametry życiowe, wiedziałem, że to ostatnie chwile Arka. Zmarł nad ranem.
Kara w zawieszeniu i drobne na pociechę
Ściany niewielkiego mieszkania na parterze klockowatego bloku są dosłownie pełne zdjęć rodziny Wojtasów. Pełnej rodziny: z Arkiem, Kasią i dwójką dzieci – 6-letnim dziś Natanem i 5-letnim Tymkiem. – Minął rok od śmierci Arka, ale chcę, żeby on tu nadal był – tłumaczy Katarzyna Wojtas. – Może dzięki temu w pamięci naszych dzieci zostanie prawdziwy Tata, nie tylko znany z opowieści, ale z krwi i kości. Mieliśmy razem wielkie plany i marzenia o budowie wspólnego domu, a został mój strach o utrzymanie dzieci, bo to Arek, budowlaniec złota rączka, zapewniał nam byt. Do tego doszedł teraz drugi strach: że sprawca wypadku nie poniesie żadnych konsekwencji.
Subskrybuj