Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Zaginieni czy zamordowani?

Państwo Markoccy zniknęli, lecz nie wiadomo, co dokładnie się z nimi stało. Hipotez było kilka, a emisja programu nie przyniosła odpowiedzi.

Fot. Needpix

12 marca 1988 roku do Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Leżajsku (milicja), a 13 marca 1988 roku do WUSW w Rzeszowie, zgłosiła się obywatelka Janina Markocka zamieszkała w Leżajsku, zawiadamiając o zaginięciu w dniu 11 marca swojej córki – Krystyny Markockiej – i swego zięcia Stanisława Markockiego. Zgłaszająca oświadczyła, że 10 marca 1988 roku Stanisław Markocki, przebywając w Rzeszowie, spotkał się z nieznanym mężczyzną, który wyraził chęć zakupu większej kwoty dolarów lub bonów dolarowych” – oto fragment notatki milicyjnej WUSW.

21-letni Stanisław Markocki pochodził z ubogiej wielodzietnej rodziny z okolic Leżajska. Z zawodu był murarzem. Zatrudnił się w rzeszowskiej firmie Instal, ale w połowie 1987 roku odszedł na urlop bezpłatny. Kiedy poznał Krystynę i wziął z nią ślub, przeniósł się na stałe do Leżajska i zamieszkał w rodzinnym domu wybranki. Tu pierwsze skrzypce pod nieobecność dorabiającego w USA męża grała matka żony – pani Janina. Krystyna, o rok starsza od Stanisława, była z zawodu cukierniczką, ale zatrudniła się w kiosku „Ruchu”. W okresie, który opisuję, już nie pracowała, tylko opiekowała się kilkumiesięczną córeczką. Pani Janina, korzystając z faktu, że jej małżonek posiadał w banku oficjalne konto dolarowe (przesyłał nań zarobione zielone), dorabiała, handlując walutą. Widząc, że nowożeńcy z dość ciężkiej pracy Stanisława nie mają zbyt satysfakcjonujących dochodów, namówiła młodą parę, aby weszła w cinkciarską profesję. W interes wszedł Stanisław.

10 marca Stanisław otrzymał wiadomość o mężczyźnie, który chce kupić dolary. W transakcji miał pośredniczyć znajomy Markockiego z Rzeszowa – nazwijmy go Leszek Lach. Ten namówił Markockiego, aby nazajutrz rano pojawił się u niego w mieszkaniu w Rzeszowie i sfinalizował transakcję. Owym kupującym walutę miał być sąsiad Lacha.

Następnego dnia o godzinie 6.20 Stanisław wyjechał do Rzeszowa wraz z żoną, która planowała zrobić na bazarze zakupy. Już przed godziną ósmą pojawili się w mieszkaniu Lacha, ale spotkała ich niemiła niespodzianka – mężczyzna, który miał kupić dolary, utknął w Krakowie i być może dopiero wieczorem dotrze do Rzeszowa. Markoccy zdecydowali więc, że pójdą na zakupy. Przed wyjściem zdeponowali u Lacha 600 dolarów i pożyczyli od niego 20 tys. zł na zakupy. Kilkanaście minut później pojawili się w rejonie Hali Targowej przy ul. 8 Marca w Rzeszowie. Nic nie kupili. Oddali Lachowi pożyczone pieniądze, odebrali dolary i pojawili się przed sklepem Pewexu, przy ówczesnej al. Lenina, gdzie chcieli sprzedać dolary. W rejonie Pewexu pojawił się też Lach, który rozmawiał przez chwilę z Markockimi. Przesłuchiwany później przez śledczych twierdził, że razem z małżeństwem z Leżajska przeszli przez most na rzece Wisłok w ciągu ulic: Lenina, Lwowskiej, w kierunku ulicy Rejtana. Po drodze Lach proponował Stanisławowi ponowny przyjazd do Rzeszowa następnego dnia. Stanisław Markowski pożegnał się z Lachem na wysokości zakładów Rena. Od tego momentu nikt już małżonków nie widział.

Śledczy początkowo przyjęli dwie hipotezy. Pierwszą, że świadomie zerwali kontakt z rodziną i wyjechali gdzieś w Polskę. I drugą, bardziej realną, że zostali podstępnie uprowadzeni i zamordowani. Motyw był oczywiście rabunkowy. Za tą drugą wersją przemawiały twarde fakty. Zostawili przecież w domu dziewięciomiesięczne dziecko i nie nawiązali żadnego kontaktu z rodziną. Brak było jakichkolwiek symptomów, że mieli zamiar opuścić miejsce zamieszkania na dłużej. Ponadto w tamtym czasie w Polsce dość częste były uprowadzenia oraz morderstwa czy napady rabunkowe, których ofiarami byli handlarze dewizami.

Na początku maja 1988 roku pojawiłem się z ekipą „997” w Rzeszowie i Leżajsku. Emisja programu nie przyniosła żadnych rzeczowych informacji. 31 grudnia 1988 roku sprawę umorzono. Zakładając, że małżeństwo zostało zamordowane, a to jest właściwie pewne, sprawca bądź sprawcy i tak pozostaną bezkarni, bowiem 11 marca 2018 roku sprawa uległa przedawnieniu.

PS Postanowieniem Sądu Rejonowego z 31 maja 2011 roku państwo Markoccy zostali uznani za zmarłych. Za datę ich śmierci sąd przyjął dzień zaginięcia – 11 marca 1988 r. 

2024-09-05

Michał Fajbusiewicz