Trzydziestoletni Jakub D. nigdy nie pracował, mieszkał w starej, przedwojennej kamienicy w Katowicach. Był kawalerem, ale zamieszkiwał z konkubiną – 38-latką o imieniu Marta. Dwa tygodnie przed zabójstwem rozstał się z nią. Od lat utrzymywał się z przestępczości. Pierwszy raz trafił w ręce policji za działalność w grupie zajmującej się zmuszaniem kobiet do prostytucji i trafił za kraty. Niedawno kolejny raz opuścił więzienie, odsiedział kilka lat za udział w aferze węglowej. Kiedy wyszedł na wolność, zaczął nawiązywać kontakty w środowisku osób zajmujących się handlem samochodami. Przed śmiercią poza Śląskiem nabył srebrnego mercedesa. Był przeznaczony do sprzedaży, zarejestrował go na swoją konkubinę.
8 marca 2006 roku prawdopodobnie jak co dzień jeździł do południa po mieście i odwiedzał komisy samochodowe, szukając okazji. Z relacji sąsiadów wynikało, że wieczorem był w domu, bo świeciło się u niego światło. Jeden z sąsiadów widział też z okna, jak po zmroku kamienicę opuszczał nieznany mężczyzna. Wsiadł do ciemnego samochodu, w którym był jeszcze jeden mężczyzna. Niestety, świadek nie był w stanie opisać wyglądu tych osób, nie znał też marki auta.
Nazajutrz odwiedził Jakuba D. Zastał niezamknięte drzwi. Kiedy wszedł do środka, z przerażeniem zobaczył sąsiada siedzącego w fotelu, zalanego krwią. Jak ustalono później, nie żył już od paru godzin. Otrzymał kilka ciosów w tył głowy metalową rurką bądź łomem. Na stole stały dwie szklanki z niedopitą kawą. Zebrano wiele śladów, ale nie pomogły w dotarciu do sprawcy.
Kiedy blisko rok po tej zbrodni przedstawiałem jej hipotetyczny przebieg w „Magazynie Kryminalnym 997”, policja twierdziła, że motywem była zemsta dawnych kumpli z półświatka za rzekomą współpracę z policją. Dopiero po kilku miesiącach dowiedziałem się od śląskich kryminalnych, że Jakub D. przed laty sypał kolegów. Okazało się, że kiedy był powiązany ze środowiskiem śląskich sutenerów, przeszedł na stronę policji. W 2001 roku uczestniczył w starciu gangów, do którego doszło w Katowicach na ul. Bankowej. W czasie strzelaniny zginął przypadkowy przechodzień. Jakub D. znalazł się wśród aresztowanych i poszedł na współpracę z Centralnym Biurem Śledczym. To m.in. dzięki jego pomocy ustalono, że gangsterzy na prostytucji rocznie zarabiali na Śląsku ponad pół miliona złotych. W nagrodę na wniosek prokuratury złagodzono mu karę.
Po wyjściu na wolność Jakub D. związał się z gangiem złodziei, którzy z kopalni „Staszic” ukradli węgiel o wartości 4 mln zł. Kiedy policja rozbiła tę grupę, Jakub kolejny raz zaczął sypać. Dostał wtedy status małego świadka koronnego. Dzięki jego zeznaniom m.in. zarzuty korupcji na kwotę co najmniej 300 tys. zł przedstawiono pięciu policjantom z Katowic i Siemianowic Śląskich. Nim stanęli przed sądem – Jakuba D. zamordowano. Hipoteza zemsty pozostała, ale sprawców zabójstwa nie ustalono. W 2007 roku sprawa została umorzona.
Śledczy nie odłożyli tej sprawy na półkę. W sierpniu 2008 roku śląscy kryminalni zatrzymali cztery osoby podejrzane o zabójstwo Jakuba D. Wśród nich znalazła się jego była konkubina oraz jej znajoma, która wyszukała dla niej kontakt do przyszłych zabójców. Motywy zbrodni były dwa: znęcanie się i chęć przejęcia majątku. Kobieta regularnie przekazywała zabójcom informacje o miejscach pobytu potencjalnej ofiary. Za zamordowanie Jakuba zapłaciła 24 tys. zł. Dwaj sprawcy to recydywiści, którzy w dniu śmierci Jakuba spotkali się z nim prawdopodobnie pod pozorem kupna samochodu.
Sądowa sprawa ciągnęła się 6 lat. Ostateczny werdykt jest zaskakujący i swój finał znalazł najpierw w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie, a później, w związku z kasacją, trafił ponownie do Katowic. Anulowano wcześniejsze wyroki: 25 lat dla Henryka R., zabójcy Jakuba, 7,5 roku dla jego pomagiera Jacka K. (czekał w aucie) i 5 lat dla koleżanki konkubiny. W 2019 roku pozostał tylko wyrok 8 lat dla konkubiny Jakuba D., Magdy Z. – za zlecenie zabójstwa. Pozostałe osoby uniknęły kary, bowiem sąd uznał zgromadzone dowody i czyny z aktu oskarżenia za zbyt słabe.