Dzieje się nad polskim morzem. Gwiazdy zjechały się z całej Polski do Sopotu

Padło to już w tym miejscu wiele razy, ale znów przyszła pora, by powtórzyć: nie ma wakacji bez krótkiej choćby wizyty nad polskim morzem. To nie tylko kwestia miłości do szerokich, ciągnących się kilometrami plaż czy do chłodnego Bałtyku. To kwestia prestiżu i wizerunku. Wszystkiego tego, co sprawia, że czujemy się lepsi i ważniejsi od innych. 

Źródło: YouTube

Sopot – nasz nadmorski kurort, w którym choć raz w roku należy się pokazać. Przejść się po molo, zasiąść w jednej z modnych i piekielnie drogich knajpek, na koniec wrzucić zdjęcia do mediów społecznościowych. Do małego, spokojnego na co dzień miasta w lecie ściągają tłumy. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że za cenę tygodniowego pobytu w Sopocie można kupić zagraniczne wczasy all inclusive. Mimo to nikogo nie odstraszają horrendalne ceny. Smażona ryba, surówka i frytki? Musisz mieć co najmniej pięćdziesiąt, sześćdziesiąt złotych w portfelu, żeby zamówić jedną porcję. Nie inaczej jest w Gdyni i w Gdańsku. A przecież dzieciaki chcą jeszcze gofry i pamiątkę znad morza, którą wyprodukowały małe chińskie rączki, ale kto by się nad tym zastanawiał. 

Nadmorskie szaleństwo

Ostatnie dni wakacji to było nad morzem istne szaleństwo. Pogoda dopisała, hotelarze zacierali ręce, windując ceny. I choć wynajęcie pokoju w długi sierpniowy weekend kosztowało dwa razy więcej niż zwykle, miejsca w hotelach, pensjonatach i prywatnych apartamentach znikały jak świeże bułeczki. W restauracjach w porze obiadowej tworzyły się długie kolejki. W kawiarniach od rana kłębił się tłum. Wczasowiczów skusiła też obecność gwiazd: Red Bull, który już od dawna patronuje wszelkim sportom ekstremalnym, zaprosił na dwudniowe pokazy lotnicze połączone z popularnym konkursem lotów zwariowanych maszyn latających, w którym biorą udział amatorzy.

Do Gdyni przyjechał sam Felix Baumgartner (55 l.), śmiałek, który dwanaście lat temu skoczył ze spadochronem z wysokości niemal trzydziestu dziewięciu tysięcy metrów. Pędził wówczas z ponaddźwiękową prędkością ponad tysiąca trzystu kilometrów na godzinę. Austriak jest też znany z wykonywania niezwykle niebezpiecznych akrobacji. Co potrafi, pokazał podczas mrożącego krew w żyłach pokazu, w którym nad gdyńską częścią zatoki pilotował helikopter. Kiedy jego maszyna niemal pionowo leciała w dół, tłum zgromadzonych na plaży widzów dosłownie zastygał z wrażenia. Prywatnie ten znakomity spadochroniarz i pilot jest niezwykle sympatycznym człowiekiem, który chętnie pozował do zdjęć z fanami i rozmawiał o swoich wyczynach. Felixowi towarzyszyła w Gdyni partnerka Mihaela Rădulescu (55 l.) – pochodząca z Rumunii prezenterka telewizyjna i dziennikarka. Zapewne połączyła ich ta sama odwaga czy wręcz skłonność do ryzyka: Mihaela swego czasu relacjonowała dla rumuńskiej telewizji konflikty wojenne w Afganistanie i Iraku. Podobnie jak Felix, ona także skacze ze spadochronem, zrobiła to nawet kiedyś na żywo w programie telewizyjnym. W pokazach Red Bulla swoje fantastyczne umiejętności prezentowali też Polacy. Wśród nich najbardziej znany Łukasz Czepiela (41 l.), który zawodowo pilotuje rejsowe airbusy i wtedy nie pozwala sobie na żadne szaleństwa: najważniejsze jest przecież bezpieczne przetransportowanie pasażerów. Kiedy lata wyczynowo, jego wyobraźnia wydaje się nie mieć granic. Przelatywał już pod warszawskimi mostami, tuż nad powierzchnią Wisły, lądował na sopockim molo i na drapaczu chmur Burdż al-Arab w Dubaju. W Gdyni widzowie nagrodzili go zasłużoną owacją. Braw nie zabrakło też w Sopocie. 

Festiwal TVN

Koniec sierpnia to czterodniowy festiwalowy maraton Top of the Top Sopot Festival organizowany przez TVN. Publiczność spragniona widoku znanych z ekranu twarzy dopisała. Niezwykły, położony na sopockim wzgórzu wśród lasu amfiteatr pękał w szwach. Stacja zaprosiła do Opery Leśnej największe gwiazdy polskiej muzyki, które rywalizowały o nagrodę Bursztynowego Słowika. Po raz pierwszy przyznano go w 1984 roku. Wtedy sopockie koncerty organizowała Telewizja Polska – innych stacji w naszym kraju nie było. W tym roku na scenie zobaczyliśmy różnych wykonawców, ale mało kto zdołał tak porwać publiczność jak Agnieszka Chylińska (48 l.). To ciekawe, jak ta wytatuowana rockmenka uwodzi festiwalowych gości, nawet tych, którzy na co dzień nie słuchają tak ostrej muzyki. Ma fantastyczny kontakt z widownią, a jej słowa trafiają do serc z tą samą precyzją, z którą trafiają tam jej mocne rockowe przeboje. Koncert konkursowy poprowadziło czworo prezenterów. Doświadczona w występach podczas takich dużych imprez Agnieszka Woźniak-Starak (46 l.) błyszczała w tym gronie dosłownie i w przenośni. W złotej sukni z długim rozcięciem odsłaniającym nogę widać ją było nawet z ostatnich rządów. Próbowała za nią nadążać Sandra Hajduk-Popińska (33 l.), ale przed znaną na co dzień z „Dzień dobry TVN” dziennikarką jeszcze dużo nauki, jak z powodzeniem występować publicznie. Paniom towarzyszyli Mateusz Hładki (38 l.) i Jan Pirowski (34 l.), którzy zdecydowanie byli najsłabszym ogniwem tego prezenterskiego czworokąta. Nie wystarczy dobrze wyglądać, żeby umieć porwać festiwalową publiczność. Swój talent, dowcip i inteligencję kolejny raz udowadniali za to ze sceny dzień wcześniej Dorota Wellman (63 l.) i Marcin Prokop (47 l.). Nie ma wątpliwości, że to oni niezmiennie tworzą najlepszy duet telewizyjny w Polsce. A wracając do naszego Bursztynowego Słowika, to głosami publiczności w tym roku nagrodę tę odebrał młody, ale dobrze znany już wokalista Oskar Cyms (24 l.). Ta nagroda dodaje skrzydeł – mówił ze sceny Jan Pirowski, może nieświadomie cytując hasło reklamowe Red Bulla. A nagrodzony wokalista opowiadał, jak to zaledwie trzy lata temu grał i śpiewał na sopockim Monciaku. Takie to jest właśnie niezwykłe miasto: z tamtejszej ulicy można trafić na najbardziej prestiżową scenę festiwalową. 

2024-08-24

Plotkara