Kto stał za tym, że zamożny kierowca sportowego bmw mógł wyjechać z kraju? Co stoi na przeszkodzie, by Zjednoczone Emiraty Arabskie, gdzie znalazł schronienie, wydały dziś mężczyznę Polsce?
338. kilometr autostrady A1, odcinek z Łodzi do Katowic. W sobotni wieczór, 16 września, warte około miliona złotych niezwykle szybkie i dodatkowo wzmocnione tuningiem bmw kierowane przez Sebastiana M. z jego dwoma znajomymi na pokładzie pędzi lewym pasem. Przed nimi wraca do Myszkowa pod Częstochową rodzinną kią proceed z urlopu para z małym dzieckiem. Pędzące bmw zahacza o tył o wiele wolniej jadącej kii, uderzony z ogromną siłą samochód leci na autostradowe barierki i natychmiast staje w płomieniach, a jego pasażerowie płoną żywcem. Niestety, zdarzenia równie wstrząsające co sam wypadek następują później. Dziś – po 10 miesiącach od wypadku – udało nam się ustalić ich najbardziej prawdopodobny przebieg.
Wypuszczony zgodnie z prawem
Straż pożarna nie może płonącym ludziom pomóc, bo w prawie nowym aucie z niewiadomych przyczyn nie odblokowały się drzwi. Strażacy nie mają jednak wątpliwości, że samochód został uderzony z tyłu przez bmw, które stoi na poboczu kilkaset metrów dalej. Policjanci próbują rozmawiać z mężczyznami ze sportowego auta, dwóch z nich jest pod wpływem alkoholu, trzeźwy kierowca twierdzi, że to kia zajechała mu drogę. Godzinę później to samo powie „na papier” przesłuchiwany (wyłącznie jako świadek) w prokuraturze. Jego wersji nie mogą zakwestionować pasażerowie kii, bo nie żyją, ale na miejscu wypadku zatrzymują się inni podróżujący, którzy twierdzą, że wcześniej ich również wyprzedzało bmw, pędząc z kosmiczną prędkością. Dla policjantów to jednak nie dowód, bo przecież kierowca bmw mógł później zwolnić, a kia zajechać mu drogę. Poza tym 32-letni Sebastian M. „odpowiada na pytania i współpracuje z organami ścigania”. W efekcie policjanci i prokurator puszczają kierowcę bmw wolno.
Subskrybuj