Sylwia Kaczmarek jest instruktorką i założycielką Laboratorium Meisnera, prezeską Fundacji Act 4 Art im. Meisnera. Aktora z dyplomami londyńskich szkół: Trnity Guildhall, The Caravanserai Giles Forman i The Actors Temple. W Polsce uczy w Warszawskiej Szkole Filmowej i na zlecenie teatrów lub szkół aktorskich.
Poza Polską uczyła w The Actors Temple (2016-2020), Focal Szwajcaria (2017-2019), Studio AZOT Paris (2021-2022) oraz Meisner Acting Online (2020-2022)
Sylwia od 2023r. jest certyfikowanym coachem. Zajmuje się coachingiem aktorskim i reżyserów, a także kariery twórców.
Zacznę od pytania może nie tak bardzo oczywistego. Jak jednym słowem opisałabyś swoją pracę?
Pasja.
Myślę, że w tym zawodzie, w ogóle w zawodach kreatywnych, kochanie tego, co się robi jest bardzo ważne. Myślę też, że pasja rodzi poczucie misji. Połączenie tych dwóch elementów sprawia, że mam wrażenie, że wykonuję swoją pracę najlepiej, jak umiem.
A tak dokładnie czym się zajmujesz, jak wygląda twoja praca formalnie?
Obecnie najwięcej zawodowo zajmuję się prowadzeniem zajęć z techniki aktorskiej Meisnera Robię to już prawie 15 lat.
Poza tym pracuję też jako coach. Ten obszar ma kilka kierunków: prowadzę coaching dla aktorów i reżyserów, skupiając się głównie na tym, jak skutecznie i twórczo współpracować z aktorem. Pokazuję, jak komunikować się i jakich narzędzi reżyserskich używać, żeby praca była efektywna i zgodna z wizją reżysera. Prowadzę też coaching scenariuszowy, szczególnie w kontekście budowania postaci. No i jest jeszcze coś, co nazywam coachingiem kariery twórców. Pomagam łączyć satysfakcję z pracy z jej wymiarem finansowym.
Czyli coaching w różnych odmianach i technika Meisnera. Kiedyś jeszcze było aktorstwo, ale w tym momencie jest to chwilowo zawieszona dziedzina moich działań.
To co trzeba zrobić, żeby stać się takim coachem?
Są studia i kursy poświęcone coachingowi aktorskiemu, ale można też rozwijać własną metodologię na bazie doświadczenia.
U mnie ten proces był dość naturalny. Przez lata pracy jako instruktorka techniki Meisnera zaczęłam intuicyjnie rozwijać swoje umiejętności coachingu.
Zawsze wierzyłam w siłę zadawania pytań i zaufanie do studentów, w to, że mają w sobie wiele odpowiedzi. W coachingu aktorskim odpowiednio zadane pytanie to jest klucz do sukcesu, bo to ktoś tworzy rolę, a ja wspieram ten proces. W pewnym momencie postanowiłam zdobyć certyfikację.
Wcześniej wspomniałaś, że chwilowo zawiesiłaś działania aktorskie. Co sprawiło, że postanowiłaś porzucić tę ścieżkę i zająć się nauczaniem i wspieraniem rozwoju innych aktorów?
W 2021 roku całkowicie zawiesiłam aktorstwo z powodów zdrowotnych, choć już wcześniej coraz więcej czasu poświęcałam nauczaniu. Można powiedzieć, że życie przyszło do mnie z tą ofertą. Kiedy studiowałam aktorstwo w Londynie, skupiałam się wyłącznie na graniu. Po powrocie do Polski chodziłam na castingi, aż odezwał się do mnie kolega ze szkoły The Actors Temple i zapytał, czy poprowadziłabym ćwiczenie z techniki Meisnera dla jego znajomych aktorów. Początkowo miałam wątpliwości, ale on powiedział mi, że i tak wiem o tej technice najwięcej w Polsce – i tym mnie przekonał.
Zaczęłam więc prowadzić zajęcia na małą skalę. Potem zwróciłam się do mojego nauczyciela z Londynu, Simona Furnessa, z pytaniem, czy nie poprowadziłby warsztatów w Polsce. Zgodził się, a w 2011 roku przyjechał i został moim mentorem. Przez kolejny rok jeździłam do Londynu, żeby obserwować jego lekcje. Tak powstały pierwsze w Polsce regularne zajęcia z techniki Meisnera, a potem- Laboratorium Meisnera. Z czasem zaczęłam też przygotowywać osoby, które uczą w Laboratorium razem ze mną.
W 2015 roku dostałam propozycję prowadzenia zajęć w The Actors Temple w Londynie. To był dla mnie ogromny zaszczyt – móc pracować w gronie nauczycieli blisko związanych z samym Sanfordem Meisnerem.Ta kariera rozwijała się więc spontanicznie. W pewnym momencie uznałam, że więcej mogę dać światu poprzez coaching i nauczanie.
Z czym zgłaszają się do ciebie aktorzy?
Najczęściej pracuję z aktorami nad konkretną rolą, czasem nad całą postacią, a czasem tylko nad wybranymi scenami. Zdarza się, że to produkcja mnie zatrudnia, szczególnie gdy pracują młodsi aktorzy. Wtedy reżyser i aktor przekazują mi listę scen, które wymagają dodatkowej uwagi, bo na przykład postać ma cechy, z którymi aktor jeszcze się nie utożsamia, albo scena jest emocjonalnie wymagająca.
W przypadku bardziej doświadczonych aktorów coaching bywa bardzo precyzyjny. Na przykład przygotowuję ich do ról osób uzależnionych, niewidomych czy w innych ekstremalnych stanach. Zgłaszają się do mnie zarówno aktorzy, jak i reżyserzy czy producenci. Pracujemy nad bardzo konkretnymi zapotrzebowaniami danej osoby.
W przypadku Zofii Jastrzębskiej w serialu „Infamia” i jej roli Gity aktorka zgłosiła się do Ciebie z prośbą o pomoc w jakichś aspektach tej postaci, czy w całości? Pytam o nią, ponieważ gdy oglądałam ten serial, to zastanowiło mnie to, ile pracy musiała włożyć aktora, aby oddać postać, która mierzy się z dyskryminacją w kraju, szkole, zadłużonej rodzinie, która zmuszana jest do małżeństwa i na dodatek tragicznie zakochana.
W tym przypadku produkcja na prośbę reżyserki i aktorki zwróciła się do mnie o coaching Zosi. Na początku spotkałam się z Zosią, by omówić, nad czym warto popracować, a potem przegadałam te kwestie z reżyserką. Po wspólnym ustaleniu celów i zaakceptowaniu przeze mnie zaproponowanych narzędzi przez Zosię, zaczęłyśmy pracę.
Zosia grała główną rolę i była otoczona bardzo doświadczonymi aktorami, więc jednym z tematów naszej pracy było to, jak dbać o siebie emocjonalnie, jak wychodzić ze sceny, wracać do równowagi. Pracowałyśmy też nad cechami jej postaci i stworzeniem wiarygodnej chemii scenicznej z jej partnerem, Kamilem Piotrowskim. Pojawiły się też kwestie wieku – Zosia grała nastolatkę, więc skupiałyśmy się na sposobie mówienia, ekspresji, pracy z głosem, by oddać młodzieżowy charakter. Pracowałyśmy też nad trudnymi stanami emocjonalnymi i scenami upojenia.
Czyli chemię między aktorami można sztucznie wzbudzić/ wypracować?
Zdarza się, że aktorzy nie czują się komfortowo w scenach romantycznych i nie chodzi tu o fizyczność, bo tym zajmuje się koordynator scen intymnych. To raczej kwestia emocji.
Czasem partner sceniczny po prostu nam się podoba, a my chcemy zachować granice, bo mamy swoje prywatne życie. Wtedy trzeba nauczyć się wychodzić z zauroczenia i wracać do zawodowej relacji.
Druga sytuacja to taka, gdy partner nam się nie podoba, a mimo to potrzebna jest między postaciami chemia. Oczywiście reżyserzy zwykle sprawdzają to na etapie castingu, ale nie zawsze mają taką możliwość. Wtedy zawsze daję taką radę: znajdź w tej osobie coś, co naprawdę cię zachwyci- spojrzenie, głos, uśmiech, zapach, a nawet rzęsy.
W swojej pracy przeprowadzasz ludzi przez takie właśnie procesy i przekazujesz im swoją wiedzę. A czego nauczyła ciebie twoja praca?
Każdy człowiek jest inny, dlatego uczę się cały czas. Przede wszystkim cierpliwości i kreatywności w tłumaczeniu tych samych rzeczy na różne sposoby. Do każdego można trafić inaczej. Ta praca wyostrzyła też moją intuicję i uważność. Prawda tkwi w niuansach: spojrzeniu, napięciu w ciele, drobnych reakcjach. Intuicja często podpowiada szybciej niż rozum, jaki feedback dać albo co odpuścić.
Zrozumiałam też, że rozwój nie przebiega linearnie. Są kroki do przodu, potem wstecz, potem znowu przyspieszenie. To nauczyło mnie pokory i zaufania do procesu. I jeszcze jedno: wiem, że jestem odpowiedzialna tylko za swoją część pracy. Nie zmuszę nikogo, żeby był pracowity i przygotowany do zajęć. Moją odpowiedzialnością jest przyjście do pracy w gotowości, z empatii, uważności i z wiedzą, którą mam do przekazania.
To też nie przychodzi tak łatwo, żeby czasami odpuścić i zostawić komuś przestrzeń na to, żeby z tego, co mu dajesz coś wyciągnął. Mogłabyś coś powiedzieć o najtrudniejszych momentach w zawodzie coacha? Co jest takiego trudnego w tej pracy? Oprócz tej delikatności i uważności, z jakimi trzeba podchodzić do podopiecznych. Myślę o takich chwilach, gdzie pomyślałaś, że już dłużej nie dasz rady. Zdarzyły się takie w ogóle?
Chyba takich nie było. Oczywiście bywałam zmęczona. Szczególnie wtedy, gdy od poniedziałku do czwartku prowadziłam zajęcia w Londynie, a co drugi piątek wracałam do Warszawy, żeby przez weekend pracować z grupami tutaj. W poniedziałek o szóstej rano byłam już znów w Londynie, by o dziesiątej zacząć kolejne zajęcia.
Jak ty to zrobiłaś?
Bo to moja pasja. Gdyby nie to, nie dałabym rady. Kocham to, co robię i właśnie dlatego ciągle mi się chce.
A jakieś trudne momenty ze studentami?
Zdarzają się trudne sytuacje. Bywało, że komuś coś zupełnie nie szło, a ja, próbując dotrzeć na różne sposoby, spotykałam się z bardzo silnym oporem. Miałam kilka przypadków, w których wylano na mnie sporo hejtu: wiadomości z groźbami, próby podważania moich kompetencji, oczernianie. To było przykre, ale nigdy nie sprawiło, że zwątpiłam w sens nauczania.
To w takim razie może mogłabyś teraz coś powiedzieć o najpiękniejszych momentach tej pracy? Pewnie jest ich sporo.
Piękne momenty są wtedy, gdy jesteś z kimś w tej podróży. Widzę, że ktoś zmaga się z emocją czy tematem, i nagle podczas zajęć coś się przełamuje, coś się udaje. Zdarza mi się wtedy płakać ze wzruszenia.
Oczywiście, pokazy też są poruszające, ale najbardziej dotykają mnie wiadomości od podopiecznych. Kiedy ktoś pisze, że nasza współpraca naprawdę mu pomogła, czuję ogromny sens tego, co robię.
Aktualnie masz jakiegoś swojego coacha? Ktoś teraz prowadzi ciebie?
Nie mam teraz swojego coacha na stałe, ale mam przyjaciółkę ze szkoły coachingu i wzajemnie się wspieramy. Znamy się dobrze, więc czasem po prostu dzwonimy do siebie i rozmawiamy i już to pomaga. Więc w pewnym sensie mam swoją coachkę, ale nie jest to typowo zawodowa relacja.
Skoro zeszłyśmy już trochę na tematy dotyczące bardziej życia prywatnego, to mam takie specjalne pytanie, które staram się zawsze zadawać. Kto, lub co inspiruje cię na co dzień, daje siłę do działania?
Obserwacja mojej drogi. Patrzę na swoje doświadczenia i widzę, jak balansuję między systematycznością, determinacją, a odpuszczaniem.
Ufam, że to wystarczy i pojawią się właściwe rozwiązania. Codziennie rano myślę o tym i to właśnie mnie napędza. Ciekawość, co mi dzisiaj wszechświat da.
Gdybyś miała się urodzić teraz na nowo, czy wybrałabyś tę samą ścieżkę zawodową, czy spróbowałabyś czegoś zupełnie innego?
To jest bardzo ciekawe pytanie, bo ja nie lubię powtarzalności. Lubię to, że życie nas zaskakuje.
Choć bardzo lubię to, co robię, myślę, że gdybym zaczynała od nowa, spróbowałabym czegoś innego.
Chciałabym bardziej poeksplorować malarstwo. Uwielbiam ten moment, gdy skupiasz się na tym, co wychodzi spod pędzla na płótno. Bardzo ciekawi mnie, jak to jest wyrażać siebie przez farby.
Miło było cię poznać przez ten wywiad. Dziękuję za rozmowę.