Długo by opowiadać, jak bardzo wszystko było wtedy inne. Kto nie wie albo nie pamięta, niech obejrzy serial sprzed pięćdziesięciu lat. Pierwszy odcinek widzowie TVP zobaczyli w połowie maja 1975 roku. Stał już w Warszawie Pałac Kultury, ale Dworzec Centralny jeszcze nabierał charakterystycznego kształtu. To właśnie m.in. na tę budowę autorzy scenariusza rzucili naszego dzielnego głównego bohatera. I to tam w kurzu, błocie i znoju inżynier Karwowski wznosił dla Warszawy największą stację kolejową kraju. Historię tytułowego czterdziestolatka napisali, nieżyjący już obaj, ówczesny redaktor naczelny satyrycznych „Szpilek” Krzysztof Teodor Toeplitz, i Jerzy Gruza. Ten drugi także serial wyreżyserował. Powiedzieć, że stworzyli dzieło kultowe, to jak nic o nim nie powiedzieć. Początkowo zresztą autorzy scenariusza myśleli jedynie o stworzeniu kabaretu: obaj byli już po czterdziestce i bliskie im były frustracje męskiego wieku średniego. Ostatecznie uznali, że historia zasługuje na coś więcej. Na serial. Opowiedzieli w nim nie tylko perypetie ludzi, ale też pokazali w krzywym zwierciadle ówczesną socjalistyczną Polskę. I na tym właśnie polegał sukces „Czterdziestolatka”, że ukazywał PRL z jego wszystkimi niedogodnościami, z których wreszcie mogliśmy się wszyscy pośmiać. Bloki z wielkiej płyty, a w nich ciasne mieszkania z identyczną u wszystkich meblościanką, małe auta, którymi umieliśmy wozić całą czteroosobową rodzinę. Herbata pita ze szklanek. Kolejki w sklepach, partyjni aparatczycy, wszystkie absurdy tamtych czasów i jeszcze więcej. Do udziału w castingu (chyba nie istniało to słowo jeszcze wtedy w naszych słownikach) Gruza z Toeplitzem zaprosili niemal wszystkich aktorów, którzy byli w tamtym czasie w okolicach czterdziestki. Ponoć brani byli pod uwagę do głównej roli Bronisław Cieślak, a także Leonard Pietraszak. Ten pierwszy zapisze się potem w naszej pamięci jako porucznik Borewicz z serialu „07 zgłoś się”, zaś drugi zagra Karola, przyjaciela czterdziestolatka. Dzięki Andrzejowi Kopiczyńskiemu postać dobrotliwego, wręcz naiwnego niekiedy Stefana Karwowskiego stała się jedną z najbardziej znanych w historii polskich seriali. Partnerowała mu: w roli żony Anna Seniuk (82 l.), którą sam zarekomendował do tej roli. Polki pokochały Madzię, była taka jak one: zapracowana, dbająca o dom i wychowująca dwoje momentami niesfornych dzieci. „Jako Madzia Karwowska wyczerpałam sposoby interpretacji okrzyku «Jezus Maria»” – powiedziała po latach aktorka, do której ludzie długo zwracali się „pani Madziu”. Stworzoną przez nią w serialu postać inżynierowej Karwowskiej docenił nawet Komitet Centralny PZPR. Seniuk została więc zaproszona, by zasiąść na trybunie honorowej obok towarzysza Edwarda Gierka. Ówczesne władze próbowały na swój sposób skonsumować niebywały sukces „Czterdziestolatka”. Są i inne niezapomniane postaci tego serialu, bez których nasze dzisiejsze wspomnienie byłoby niepełne. To oczywiście „kobieta pracująca” i jej dwadzieścia jeden różnych wcieleń, które brawurowo zagrała jedyna w swoim rodzaju Irena Kwiatkowska. W każdym odcinku zjawiała się w mieszkaniu Karwowskich i żegnała niezapomnianymi do dzisiaj słowami „jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję”. To także przaśny współpracownik Karwowskiego Roman Maliniak, który stał się prawdziwą ikoną niezbyt rozgarniętego i dość leniwego budowlańca. Postać tę zagrał Roman Kłosowski, który po latach stwierdził, że stała się jego przekleństwem. Po latach wspominał na łamach książki „Z Kłosem przez życie”, że „nie znosił typa, który wszedł do jego życia prosto z budowy w buciorach upapranych błotem”. Co więcej „był dość szujowaty. Powalał nachalnością, lizusowskimi metodami oraz bezczelną inicjatywą”. Mimo wszystko – widzowie go pokochali. Pewnie każdy gdzieś kiedyś spotkał na swojej drodze takiego Maliniaka. Aktorowi zdarzało się też, że jacyś podchmieleni dżentelmeni zaczepiali go na ulicy, twierdząc, że znają się z budowy. Z kolei odtwórca tytułowej roli opowiadał, że po tym, jak wcielił się w filmową postać Mikołaja Kopernika, rola w serialu o inżynierze z warszawskiej budowy wydawała mu się istnym zrządzeniem losu. Dopiero potem aktor zrozumiał, że z jednej zawodowej szufladki trafił do kolejnej: „Nie przypuszczałem, że dzięki niemu na wieki wieków stanę się Karwowskim” – wyznał któregoś razu w wywiadzie.
Rondo Czterdziestolatka
Początkowo powstało tylko siedem odcinków: twórcy nie spodziewali się, że widzowie aż tak pokochają ten serial. W rezultacie dokręcono jeszcze czternaście. Większości twórców „Czterdziestolatka” już nie ma. Ale jest, to nie przesada, pamięć o nich i wyjątkowym zupełnie serialu. Jak bardzo był ważny dla warszawiaków, najlepiej świadczy decyzja Rady Miasta z 2014 roku. To wtedy w centrum Warszawy, u zbiegu ulic Jana Pawła II, Chałubińskiego i Alei Jerozolimskich, powstało Rondo Czterdziestolatka. Wystarczy rzut oka na mapę, żeby zobaczyć, że tuż obok stoi Dworzec Centralny, który tak dzielnie, choć nie bez przeszkód, budował nam pięćdziesiąt lat temu niezapomniany inżynier Stefan Karwowski.