– Porozmawiajmy o pana najważniejszym filmie, „Wodzireju”. Był gotowy w 1978 roku, ale premiery wtedy nie miał, bo cenzura zatrzymała go na rok. Mocno na jego temat dyskutowano. Czy po niemal 50 latach nadal budzi emocje?
– To trudne pytanie. Dawno go nie widziałem, ale znam opinie ludzi, którzy oglądali go ostatnio. Film co jakiś czas pokazuje telewizja, jest też dostępny na YouTubie i innych kanałach w internecie, więc mimo upływu lat żyje. Słyszę różne zdania, w większości pozytywne – że się nie zestarzał, co dla każdego twórcy jest dużym komplementem. To jest w ogóle ciekawa sprawa, bo było nie było, „Wodzirej” osadzony jest w konkretnej, peerelowskiej rzeczywistości, a cieszy się popularnością. Dzisiaj żyjemy już w innym świecie, a jednak odbiera się ten film, jakby był od tego niezależny.
– Pokazując pewne stałe mechanizmy ludzkich zachowań, stworzył pan obraz uniwersalny. Występowały one – na co z niedowierzaniem zwracali uwagę decydenci tamtej władzy – również w państwie robotników i chłopów. To był zapewne powód, że film na rok stał się „półkownikiem”.
– Podczas kolaudacji „Wodzireja” mówiono, że jest to bardziej amerykański niż polski film. Słowa o uniwersalizmie bardzo mnie cieszą i trochę oczywiście dziwią, ale myślę, że po prostu udało się nie tylko poprzez pewne sceny czy grę aktorów pokazać coś trwałego. Sam temat – czyli pęd do kariery, estrada i związana z nią brutalna rywalizacja – był na tyle uniwersalny, że sprawdził się w różnych epokach.
Subskrybuj