Pojedynek rewolwerowców. Harris powiewem świeżości?

Każda debata kandydatów do Białego Domu przypomina klasyczny amerykański archetyp. Pojedynek rewolwerowców. Znamy komentarze mediów światowych i sondaże, kto debatę wygrał, a kto w niej poległ, ale warto spojrzeć na nią w psychologicznym kontekście, który mniej mówi o prezydenckiej kampanii, a więcej o Ameryce i jej stanie. 

Fot. Wikimedia

Do pojedynku stanął 78-letni były prezydent USA Donald Trump i 59-letnia obecna wiceprezydentka Kamala Harris. To pierwsza opozycja: mężczyzna i kobieta; o tyle ważna, że Trump to mizogin łatwo okazujący kobietom lekceważenie, a nawet pogardę, zaś Harris to nowoczesna kobieta o feministycznych poglądach i z politycznym, międzynarodowym doświadczeniem. Wielu widzów być może zadało sobie w trakcie debaty pytanie, czy prymitywny macho Trump odważyłby się „chwycić za cipę” swą antagonistkę, jak kiedyś radził jakiemuś swojemu kumplowi, czy też poczułby lęk, że może stracić oko albo… wolność? 

Biały i kolorowa

Druga opozycja: stary – młoda. Dwadzieścia lat różnicy to niemal pokolenie, ale mentalnie Trump jest od Harris dużo starszy. Bliżej mu do Ku Klux Klanu niż iPhone’a. Zdaje się też osobowością równie anachroniczną jak jego ubrani w białe prześcieradła rasistowscy patroni. To trzecia opozycja, bo Trump, potomek niemieckich emigrantów, musi z najwyższym trudem znosić Kamalę Harris, Amerykankę, która jest kolorową emigrantką z matki Hinduski i ojca Jamajczyka. Choć specjalnie niepodkreślany, to wątek rasowy jest kluczowy nie tylko dla Trumpa, ale ile bardziej dla jego elektoratu, tej masy białych „bidoków”, o których – całkiem udaną – elegię prozą napisał J.D. Vance, proponowany przez republikanów nowy wiceprezydent. Wszak w darwinistycznej wykładni upadku Ameryki winę ponoszą emigranci, kolorowi, obcy, którzy spowodowali wszystkie społeczne nieszczęścia, jakich doznali biali Amerykanie. 

Czwarta opozycja, jaką unaoczniła debata, to różnica poziomów intelektualnych. Trump uchodzi za absolwenta Wharton School of Economics w Pensylwanii, ale nie słychać tego ani w jego języku, ani w osiągnięciach. Chwalił się w debacie, że jego plan ekonomiczny dla Ameryki wysoko ocenili najwybitniejsi profesorowie ekonomii tej uczelni, ale już w jej trakcie na portalu X (dawny Twitter) ukazała się wypowiedź prof. Katy Milkman, błyskotliwej młodej ekonomistki tej uczelni, która Trumpa zwyczajnie wykpiła. A był to tylko jeden z 33 fake newsów, jakimi posłużył się w debacie Trump. Na tle aroganckiego Trumpa język używany przez Harris wnosił, jak dobre perfumy, powab dobrej uczelni, osobistej ogłady, ale też doświadczenia z sali sądowej, bowiem lata spędzone w Kalifornii w zawodzie prokuratora pozwoliły Harris świadomie użyć wielu narzędzi retorycznych, które wytrąciły nabzdyczonego Trumpa z równowagi i sprowokowały do nerwowych reakcji, co natychmiast miało odzwierciedlenie w sondażach. Najlepszym przykładem tego były wypowiedzi Trumpa o Haitańczykach jedzących w Ohio… psy i koty oraz na temat aborcji stosowanej w 7., 8., a nawet 9. miesiącu ciąży, co Harris dementowała od razu i z pobłażliwym uśmiechem. 

Zło kontra dobro?

Piąta opozycja to obraz dwóch przeciwstawnych postaw społecznych. Trump, zwolennik najdzikszych teorii spiskowych, straszący i obiecujący, że tylko on potrafi ochronić świat przed katastrofą, i Harris – kreśląca pogodny obraz przyszłości, zapowiadająca nowe projekty gospodarcze, mówiąca z uśmiechem do kamer, zwracająca się bezpośrednio do widzów. Niebezpieczny, introwertyczny egotyk i uśmiechająca się nowoczesna kobieta, mówiąca tak, by Amerykanów łączyć, a nie dzielić. 

Wreszcie szósta opozycja zarysowana w debacie to Trump jako ikona przegrywów, ludzi sfrustrowanych, spośród których wyrósł choćby wspomniany wyżej J.D. Vance, niedających sobie rady w życiu i obwiniających za to innych, oraz Harris, niosąca swoją postawą zapowiedź kontynuacji tego, co było dobre i zaprowadzenie oczekiwanych zmian, na które czeka Ameryka. 

Debata nie przesądza oczywiście o wyniku wyborów, choć sondaż CNN, jaki ogłoszono po zakończeniu transmisji, jest dla Harris wysoce obiecujący. Ważniejszy jednak pozostaje efekt świeżości, jaki wniosła Harris, który zmobilizował całą partię po oczekiwanej rezygnacji Joe Bidena i który, unaoczniając wszystkie opozycje, zadziałał w debacie ponownie, przynosząc demokratom energię i nadzieję. 

2024-09-18

Henryk Martenka