Karolina Wiórko pochodzi z Krasnegostawu, Szymon Jasion z Piotrkowa Trybunalskiego. Spotkali się w Łodzi na studiach. Po ich ukończeniu znaleźli wspólną drogę na przyszłość. Postanowili produkować plecaki.
– Pomysł narodził się w 2015 r. – wspomina pani Karolina. – Babcia kupiła nam pierwszą (używaną) i nie do końca sprawną maszynę przemysłową za 800 zł, którą ustawiliśmy w kuchni (dziś do produkcji jednego plecaka czasami używamy pięciu różnych maszyn). Pojawiły się pierwsze zamówienia. Po jakimś czasie przenieśliśmy się do mojego rodzinnego Krasnegostawu, gdzie mieliśmy lepsze warunki prowadzenia działalności gospodarczej i mogliśmy liczyć na pomoc rodziny. I tak powstała firma PAK.IN.
Polski rynek plecaków jest opanowany przez światowych gigantów, takich jak: Adidas, Helly Hansen, Nike, Puma, Samsonite, Wenger, Jack Wolfskin.
– Mimo że na naszym rynku działa wiele międzynarodowych korporacji, to zdziwiło nas, że gdy Allegro, LiveChat, Muzeum Miasta Gdyni, Kadra Kultury, Golden Submarine chciały zamówić plecaki do celów promocyjno-reklamowych ze swoim logo, to zgłosili się do nas – mówi pan Szymon. – Odpowiedź jest prosta: wielkim z jednej strony to się nie opłaca, a z drugiej – cykl decyzyjny w takich korporacjach jest bardzo długi. A do tego większość z nich przeniosła produkcję na Daleki Wschód.
Przez pierwsze lata PAK.IN miał wiele ofert od innych firm na produkcję ich modeli. To pozwoliło na znaczące zwiększenie parku maszynowego. Jednak z czasem właściciele uznali, że chcą skupić się na własnej marce. Okazjonalnie współpracowali jednak przy wspólnych projektach z niewielkimi modowymi firmami, jak: Pan Tu Nie Stał, Chmielna LAB, Relab, Lullalove, Dzieńdobry, HelpBAG.
W ofercie firmy jest ponad 50 pozycji. Wszystkie opracowane przez właścicieli (pan Szymon ukończył wzornictwo na Politechnice Łódzkiej). Prócz plecaków są to także torby (rowerowe i na aparat fotograficzny), saszetki, pasy biodrowe, worki, maty i hamaki piknikowe. Najtańsze są pasy biodrowe, które kosztują 29 złotych. Cena najdroższych plecaków wynosi 469 złotych.
Wszystkie wyroby są produkowane z cordury. To materiał stworzony i opatentowany przez DuPonta, jedną z największych spółek chemicznych na świecie (w 2004 r. DuPont sprzedał prawa do produkcji tego materiału amerykańskiej firmie Invista). Cordura jest lekka, odporna na przetarcia, nie przepuszcza wody. Firma korzysta z japońskich suwaków koncernu YKK, który jest światowym liderem w tej branży, oraz z magnetycznych zapięć niemieckiego producenta Fidlock.
– Koszty produkcji w Polsce są zdecydowanie wyższe niż na Dalekim Wschodzie – twierdzi Szymon Jasion. – Wiele razy mieliśmy oferty z Chin, zapewniające, że wyprodukują nam każdy nasz wzór za konkurencyjną cenę, ale my chcemy być prawdziwie polską firmą. Tu projektować, tu produkować i tu sprzedawać, chociaż liczba zamówień z zagranicy jest coraz większa. Mamy sporo klientów w Czechach, w Niemczech, ale także w… Chinach. Od pewnego czasu naszym stałym odbiorcą jest duży sklep z Hongkongu. Tam nasze plecaki sprzedają się świetnie. Chińczycy uważają, że europejskie produkty to wyższa półka, taki rodzaj snobizmu i gdybyśmy mieli większe moce przerobowe, to sprzedawalibyśmy ich tam znacznie więcej.
– Wszystkie wyroby sprzedajemy za pośrednictwem naszego sklepu internetowego – dodaje Karolina Wiórko. – Mieliśmy wiele ofert od hurtowni, sieci i pojedynczych sklepów. Jednak w naszej rzeczywistości gospodarczej pośrednik zarabia więcej niż producent, co wydaje mi się niemoralne, choć nie jest to biznesowe pojęcie. Dzięki takiej formie sprzedaży klient płaci tylko jedną marżę.
Taka polityka zapewnia rentowność przed opodatkowaniem dochodzącą do 50 proc. Jednak w praktyce jest ona znacznie niższa, gdyż właściciele regularnie stosują promocje na większość wyrobów.
Firma produkuje rocznie około 6 tys. plecaków i kilka tysięcy drobnych wyrobów.
– Polski konsument kieruje się przede wszystkim ceną i dotyczy to chyba wszystkich branż poza dobrami luksusowymi. Na szczęście coraz częściej wpływ na decyzje konsumenckie mają także jakość materiałów i wykonania, a od pewnego czasu także ekologia, co wiąże się z tym, że kupujący są coraz bardziej świadomi. Coraz częściej kierują się też lokalnym patriotyzmem konsumenckim, co od dawna obserwujemy w Wielkiej Brytanii, we Francji, w Stanach Zjednoczonych czy we Włoszech – mówi pani Karolina.
Przez kilka lat właściciele wystawiali się na Targach Rzeczy Ładnych, a także w Berlinie i Brukseli. To jednak wiązało się z dużymi kosztami i nie zawsze przekładało na nowe zamówienia.
– Nie chcemy mieć szwalni na 100 osób, gdyż to wymaga zupełnie innej logistyki, organizacji niż dziś. Zwiększenie produkcji mogłoby też odbić się na jakości, która jest dla nas najważniejsza. Staramy się utrzymywać więź z naszymi klientami i bardzo często za darmo naprawiamy im nasze plecaki, mimo że już kilka lat minęło od zakończenia okresu gwarancji. Nie podwyższamy cen, bo to, co mamy, wystarcza nam na spokojne, godne życie. Ktoś mógłby pomyśleć, że jako przedsiębiorcy nie mamy ambicji. Tak jednak nie jest. Jeżeli z czasem stalibyśmy się prestiżową marką, wówczas podnieślibyśmy ceny, jak to zrobiły wszystkie uznane modowe firmy. Ale do tego jeszcze daleka droga – zapewnia Szymon Jasion.