Wolałbym jednak, aby nie pojawiał się na scenie przy byle okazji, zanudzając wywodami mało mającymi wspólnego z przedmiotem sprawy, popisując się przy tym zbędną retoryką w manifestach drukowanych we wstępach do programów, i by nie tolerował tandetnych reklamiarskich tekstów zapowiadających wymyślany przez niego repertuar.
Na konkursowym wieczorze, w którym uczestniczyłem na widowni, prezentowanym pracom choreograficznym towarzyszył Daniel Źródlewski zwany tu „prowadzącym”. Tego rodzaju konferansjerka rodem z deptaka w Ciechocinku czy Międzyzdrojach zupełnie nie przystawała do choreograficznych celebracji, a zwracanie się do dyrektora Opery na Zamku per „drogi Jacku” sugerowało, że to być może uczeń tego operowego kreatora.
Aby przejść szybko i bezboleśnie do pokonkursowej laudacji, powiem tylko, że gruntownie poruszył mną skład choreograficznych jurorów. Wśród nich znalazło się aż trzech moich niegdysiejszych współpracowników: Robert Bondara (Poznań), Karol Urbański i Grzegorz Brożek (Łódź). Jestem z nich dumny, bo każdy błysnął już umiejętnościami choreograficznymi, podobnie jak Anna Hop (Warszawa), która prezentuje swe prace w repertuarze Polskiego Baletu Narodowego. Ale – na Boga! – oni wszyscy powinni startować w tym konkursie jako jego uczestnicy z dużymi szansami na nagrody, a w jury niechże zasiadają ich starsi koledzy typu Emil Wesołowski, Henryk Konwiński, Ewa Wycichowska czy Jerzy Makarowski, a więc grono o całe pokolenie starsze i wykazujące się wybitnymi osiągnięciami.
Ale dość już uwag krytycznych, zwłaszcza że wyszedłem z tego wieczoru pełen satysfakcji i nadziei na przyszłość. Podobno napłynęło około 100 prac choreograficznych, z których jury wybrało 6 (wyobrażam sobie, jaka to robota!) do konkurowania w finale. Byli to Beatriz Mira i Tiago Barreiros (Portugalia), Li Tuokun i Zhang Yutong (Chiny), Davidson Hegglin Farias (Szwajcaria/ Brazylia), Sergi Martinez Castello (Hiszpania), Manuel Sanchez Cirbian (też Hiszpania), Léa Bridarolli (Francja) i Énéas Vaca Bualo (Argentyna).
Wszystkie utwory konkursowe ułożone zostały na duety solistyczne. Pierwszą nagrodę otrzymała choreografia portugalska „Corrente”, dojrzała, bogata ruchowo, pomysłowa i wzruszająca. Mnie szczególnie podobała się chińska „Block” (II nagroda) prezentująca, co może zdziałać dwójka tancerzy z rekwizytem, jakim był pokaźnej wielkości… stół!
Nagrody były zawstydzająco ubogie: 10, 6 i 4 tysiące złotych polskich. Gdyby to było nawet w euro lub w dolarach, nikt by się nie zdziwił. Bowiem poziom sztuki choreograficznej zaprezentowanej na tym konkursie był zaskakująco wysoki, przy czym prace nienagrodzone wcale nie odbiegały atrakcyjnością i scenicznym wykonaniem od laureatów.
Natomiast w drugiej części wieczoru spotkało mnie jeszcze większe zaskoczenie. Aby wypełnić program, aktualny dyrektor baletu szczecińskiego Grzegorz Brożek zaprezentował własną choreografię zatytułowaną „”, na którą patrząc, dosłownie „stanąłem jak wryty”, cokolwiek miałoby to znaczyć.
Ten niegdysiejszy tancerz – startujący w zespole łódzkim w moich czasach – okazał się sporym talentem choreograficznym łączącym elementy klasyki z moderną, dysponującym rozwiązaniami ruchowymi pełnymi swobody i świeżości, wypełniającym scenę choreografią pełną wdzięku, polotu i… niepotrzebnych dmuchanych balonów spadających z góry w finale. Poziom tańca dziesiątki wykonawców (pięć dziewcząt i pięciu chłopców) dowodził, że w Szczecinie funkcjonuje zespół baletowy na wysokim solistycznym poziomie. Nie mogę powstrzymać się od wymienienia tych nazwisk: Chiara Belloni, Boglarka Novák, Aleksandra Januszak-Kacperska, Nayu Hata, Martina Vanzetto, Patryk Kowalski, Giulio Refosco, Alessandro Imperiali, Kazutora Komura, Damiano Maffeis.
Wprawdzie nikt mnie o to nie pytał, ale radziłbym w przyszłości zapraszać do jury również gości ze świata, a nie tylko autorytety polskie, i stale nagłaśniać ten znakomity koncept konkursowy, jakże potrzebny polskiemu baletowi. Natomiast zachodniopomorskim sponsorom pragnę uświadomić, że takie groszowe nagrody przynoszą tylko wstyd Pomorzanom i sugerują, że tutejsi biznesmeni przybyli do Szczecina wyrzuceni za skąpstwo z Krakowa i samego Poznania.