Zielony czy czerwony?
Wokół drogi praktycznie nie ma budynków i zaczyna się las, ale formalnie to jeszcze tzw. teren zabudowany z ograniczeniem prędkości do pięćdziesiątki. Nic więc dziwnego, że co chwila złapany w sidła kierowca zjeżdża na pobocze, a kawosze biorą na warsztat gorący temat i nie stronią od grubych złośliwości.
– Mandaty podwyższyli i będą cerować budżet. Ciekawe, ile dziennie każą im wyciągnąć? – wrzuca przedstawiciel handlowy producenta okien. 33-letni Paweł Zielezny uśmiecha się lekko pod nosem. – To
był październikowy wieczór – opowiada mi, kiedy siedzimy już w aucie. – Wracałem z pracy po nadgodzinach i chciałem być jak najszybciej w domu. Każdy wie, że tu „suszą”, ale wyłączyłem czujność. Niebieskie, migające lampy we wstecznym lusterku, „proszę zjechać” i poważny kłopot. Pięćset złotych mandatu i – co najgorsze – utrata prawa jazdy na trzy miesiące. Nawet się nie kłóciłem, mój błąd, trzeba przecierpieć.
Pan Paweł, z zawodu stolarz, żyje z montowania mebli u klientów w całym regionie. Korzystał z ciągłej pomocy kierującej autem żony i odliczał dni do końca kary. Wreszcie na początku 2017 roku odebrał plastikowy kartonik w wydziale komunikacji starostwa w Tucholi, gdzie jest zameldowany.
– Szerokiej drogi! – pożegnał go jeden z urzędników.
Mężczyzna przez kolejne kilka lat prowadził samochód i o sprawie zabranego prawa jazdy zapomniał. W styczniu ubiegłego roku podczas rutynowej kontroli drogowej policjant długo oglądał kartonik, rozmawiając jednocześnie z centralą. Potem oznajmił: „Pana prawo jazdy jest zatrzymane!”. Na szczęście funkcjonariusz postanowił zgłębić temat i odszukał w komputerze wzmiankę o zatrzymaniu dokumentu przed laty. Policzył, po dumał i puścił: „To błąd systemu, proszę jechać!”. Problem jednak nie zniknął, bo podczas kolejnej kontroli po kilku miesiącach prawo jazdy Pawła Zieleznego znów świeciło się w systemie
na czerwono. Kolejny funkcjonariusz polecił kierowcy rozwiązać problem w wydziale komunikacji starostwa powiatowego:
Jak podaje #Samar na koniec 2022 r. w bazie CEPiK zarejestrowanych było 26,675 miliona 🚗, co oznacza wzrost o 2,2% r/r. @zwyrtek ➡️https://t.co/5GO0u0WClE pic.twitter.com/AlMZxlpcaC
— ArcelorMittal Poland (@ArcelorMittalPL) April 11, 2023
– Nic nie możemy zrobić, jeśli w CEPIK-u jest błąd.
CEPIK, czyli innowacyjną komputerową Centralną Ewidencję Pojazdów i Kierowców wprowadzono z pompą kilkanaście lat temu. Systemem zarządza Ministerstwo Cyfryzacji, ale dane do CEPIK-u wprowadzają urzędnicy w wydziałach komunikacji blisko 400 starostw powiatowych i urzędów miast rozsianych po kraju. Pan Paweł znów stanął przy okienku starostwa w Tucholi i poprosił o korektę statusu swojego dokumentu.
– Wszystko u nas jest okej, świeci się pan na zielono i może jeździć – usłyszał kierowca, a kiedy wspomniał o problemach z policją, urzędnik zalecił: – Niech to u siebie wyjaśnią, bo mają bajzel.
W tę i z powrotem
Pech to pech: znów kontrola i znów problem. Tym razem poważny, bo policjant, kiedy sprawdził, że Paweł Zielezny ma według systemu zabrane prawo jazdy, potraktował go jako podejrzanego o prowadzenie pojazdu „bez uprawnień”. Poinformował o wszczęciu postępowania, które może się
skończyć grzywną lub nawet aresztem.
– System informował o sytuacji, która właściwie nie mogła się zdarzyć, czyli kierowca posiadał prawo jazdy, a jednocześnie było mu zabrane. Trzeba było problem rozwiązać – tłumaczy Monika Chlebicz, rzecznik bydgoskiej policji. Z perspektywy kierowcy wyglądało to gorzej: – Chcieli odholować moje auto na policyjny parking – pamięta pan Paweł. – Na szczęście jechałem z kolegą i to on usiadł za kierownicą.
Znów jazda do Tucholi, tym razem PKS-em. Ten sam urzędnik podrapał się w głowę, gdzieś zadzwonił i poinformował – jak poprzednio – że problem nie istnieje. Na papierowym, kilkustronicowym
wydruku uprawnień Pawła Zieleznego, z którego rzeczywiście wynikało, że ten ma ważne prawo jazdy kategorii B, w rubryce „uwagi” dopisał ręcznie: „Wymieniony kierowca posiada ważne uprawnienie do kierowania pojazdami. Zwrot zatrzymanego prawa jazdy nastąpił 18.01.2017 r”. I przybił powiatową pieczątkę. Czar urzędowego rytuału prysł jednak po przesłaniu dokumentu do prowadzących sprawę policjantów.
Szykują się zmiany w prawie o ruchu drogowym. Punkty karne będą usuwane po roku. Od kiedy?#punktykarne #mandat #policja #prawooruchudrogowym #transport #kierowcy #cepik #prawojazdy #word #słuchasziwiesz #radiokielce #conadrogachhttps://t.co/Vy1rbz3YsN
— Radio Kielce (@RadioKielce) April 14, 2023
– Powiedzieli, że kwit jest, sprawę umarzają, ale w systemie dalej jestem „na czerwono”, i to jest mój problem, który muszę ogarnąć sam. Na koniec poradzili iść do mediów – powiedział pan Paweł. Kiedy pechowy kierowca kolejny raz pojechał (tym razem ze mną – dziennikarzem)
do Tucholi, wszystko wskazywało na błąd urzędnika. Tym bardziej że pracownik wydziału komunikacji niemal od progu tłumaczył, że po telefonach od mediów, które powiadomił pan Paweł, dzwonił do firmy nadzorującej informatycznie system CEPIK w Warszawie i „wszystko jest już odkręcone”.
– Mimo że wcześniej odhaczałem w systemie zwrot prawa jazdy, zmiana ta wciąż nie była widoczna dla policji. System jest ciągle zmieniany, a my nie mamy żadnych kursów – tłumaczył urzędnik.
Na pomyłkę w starostwie wynikającą z nieznajomości programu wskazywał też ton wyjaśnień zastępcy dyrektora departamentu przy Ministerstwie Cyfryzacji, zajmującego się CEPIK-iem.
– Takie problemy w starostwach to są sporadyczne przypadki i rozwiązujemy je raczej indywidualnie – uspokajał Paweł Świętochowski. A zatem sprawa załatwiona, a urząd wreszcie naprawił własny błąd.
Program, który nie działa
Po kilku dniach zadzwonił jednak mój telefon. Pan Adam – bo tak się przedstawił były urzędnik jednego ze starostw w woj. pomorskim – pracował przy komputerze z systemem CEPIK w latach 2015 – 2021. – System, którego modernizacja trwa od lat, składa się z dwóch części. Ta dotycząca ewidencji pojazdów działa nieźle, ale ta z danymi kierowców wciąż szwankuje – tłumaczy.
– W 2020 roku zaczęły się pojawiać zgłoszenia kierowców – wcale nie sporadyczne – którzy na swoich smartfonach we wprowadzonej właśnie rządowej aplikacji zauważyli błędny status swoich dokumentów. Ministerstwo wraz z firmą odpowiedzialną za wprowadzanie systemu uruchomiło wtedy dla urzędników awaryjną procedurę, którą nazwano „rozbieżności”. Procedura polega na tym, że urzędnik – jak ten z Tucholi – dzwoni do pracowników tzw. helpdesku w Warszawie, a ci powiadamiają firmę zewnętrzną pracującą przy programie. Ta nie rozwiązuje jednak problemu od ręki, ale zakłada tzw. zgłoszenie, na którego rozwiązanie ma miesiąc. Co więcej, urzędnik w starostwie nie może sprawdzić, czy zgłoszenie zostało w końcu załatwione. Gdy kolejny raz przychodzi doń niesprawiedliwie potraktowany kierowca,
nie może też bezpośrednio interweniować w firmie i zdany jest na… kolejny telefon do helpdesku w centrali, który wysyła do firmy „od programu” kolejne ponaglenie.
– Jakby tego było mało – ciągnie pan Adam – istnieją różne wersje CEPIK-u. Inną mają urzędy, inną policja, a jeszcze inną ośrodki ruchu drogowego. Ciekawe, że sytuacje z takimi błędami zdarzają się nie tylko osobom po zatrzymaniu prawa jazdy i tak naprawdę każdy w Polsce może mieć błędny status uprawnień! Dotyczy to także kierowców, którzy nigdy nie łamali przepisów. Wiem, co mówię, bo sam miałem taki przypadek, a w sumie tylko przy moim okienku zanotowałem ok. 10 zgłoszeń błędnych danych w systemie. Nieświadomych kierowców, którzy jeżdżą „bez uprawnień”, mogą być setki, a jedyny
sposób sprawdzenia tego przez kierowcę, czy jego dotyczy problem, jest kontrola statusu prawa jazdy w aplikacji „mObywatel”.
Po kilku godzinach od naszej wizyty w tucholskim starostwie poprosiliśmy patrol drogówki o ponowne sprawdzenie feralnego prawa jazdy.
– Zielony! – radośnie obwieścił Pawłowi Zieleznemu funkcjonariusz i dodał zaskakujące zdanie: – Doczekał się pan końca kary… w zeszły piątek!
Zajrzeliśmy do aplikacji: rzeczywiście – według CEPIK-u prawo jazdy zwrócono panu Pawłowi… w połowie marca tego roku. Adam, były urzędnik, nie był tym zaskoczony:
– Firma zaleca czasem urzędnikom rozwiązanie problemu przez przechytrzenie systemu. Mają wprowadzić do komputera nowe „zatrzymanie” dokumentu, a po chwili „zwrot” i… dokument znów jest ważny. Polak potrafi!