R E K L A M A
R E K L A M A

Jeśli coś jest do wszystkiego… Recenzja nowej odsłony Volkswagena Californii

Najpopularniejszy kamper świata, jak określa się kultowego Volkswagena Californię, doczekał się najnowszej odsłony. Kompaktowy dom na kołach niezmiennie imponuje tym, jak wiele można zmieścić na tak małej przestrzeni. Wciąż kosztuje krocie, przez co spotyka się z falą krytyki. Prowadzi się przyjemniej od poprzednika, który uchodził za wzór w tej kategorii pojazdów. Ale czy pod każdym względem nowsze znaczy lepsze? Niekoniecznie.

Fot. Maciej Woldan

Koniec czerwca, początek wakacji. I znów można rozpocząć niekończącą się dyskusję, czy spędzanie urlopu w kamperze to fajna, dająca poczucie wolności, ekscytująca forma wypoczynku, czy pełna niedogodności katorga. Wniosek zawsze będzie ten sam. Kwestia gustu. Nieprzekonanych nie ma co na siłę zmuszać do teorii, że mieszkanie w samochodzie jest sztuką absolutnie pozbawioną wad. Bo to mrzonka. Natomiast warto pokazywać, jak rozbudowany jest świat karawaningu. Z owianą niejedną legendą Californią na czele. No właśnie, „kultowa, legendarna”… Mocne słowa, których nadużywanie potrafi drażnić. Natomiast w wypadku akurat tego pojazdu jest w pełni uzasadnione. Przerabianie popularnego niemieckiego busa na miejsce do noclegu (i nie tylko) trwa od lat 50. poprzedniego stulecia. I wszystko wskazuje na to, że barwna historia będzie trwać w najlepsze.

Jaka jest najnowsza odsłona rozpoznawalnej na wszystkich kempingach świata Californii? Punkt widzenia zależy od… frekwencji na pokładzie. Inaczej sprawy wyglądały, gdy przyszło mi się z nią zapoznać podczas prezentacji prasowej, kiedy współdzieliłem ją z jednym kolegą dziennikarzem, a inaczej, gdy wybrałem się rodzinnie – dwójka dorosłych, dwójka dzieci – na tzw. czerwcówkę na Podlasie. W pierwszym wypadku nie można było narzekać na brak przestrzeni. Podzieliliśmy się domem na kołach na pół, niczym Paweł i Gaweł. Po zażartej dyskusji wywalczyłem sobie prawo do spania na górze, gdzie sufitem był dach rozkładanego elektrycznie namiotu. Sypialnia z widokiem z piętra, bo do dyspozycji miałem „okna” na trzy strony świata z moskitierami, jest zdecydowanie fajniejsza niż ta na parterze. Na górze mamy nie tylko spory materac, ale też ledowe lampki czy złącza USB typu C, co sprawia, że nocą bez problemu możemy poczytać książkę czy pooglądać filmy, a nie być skazanymi na ciemność. Mamy też więcej świeżego powietrza, więcej przewiewu. I czujemy zwiększoną dawkę przygody, bo niecodziennie śpi się na dachu auta. W dwójkę nie narzekaliśmy, że komuś jest ciasno, że ktoś się nie mieści. Zwłaszcza że była to ekspresowa wyprawa pod Kraków, tylko na jedną noc, więc specjalnie nie ciążyły nam bagaże.

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-06-30

Maciej Woldan