Mali nałogowcy. Dzieci uzależnione od gier

Rodzice długo chronili Szymka przed technologią. Dopóki nie skończył sześciu lat, nie dostał smartfona, do laptopa miał dostęp raz na jakiś czas i korzystał z niego tylko pod kontrolą matki.

Fot. Sebastian Jadowski-Szreder

W końcu mówimy z Krzyśkiem: dłużej go nie można izolować od cyfrowego świata – opowiada Marta. – To było w pierwszej klasie podstawówki. Wszystkie dzieci (…) były już mocno obeznane w cyfrze. Ich rozmowy, ich spędzanie czasu – wszystko kręciło się wokół tego. Szymkowi było smutno, nie rozumiał, z czego dzieci się śmiały, czuł się odrzucony.

Małymi krokami wprowadzali syna w komputerowe arkana. Zafascynowały go przede wszystkim gry, wszelkiego rodzaju.

– Nawet na planszówki umawiali się z kumplami w internecie.

Dziś Szymek ma 12 lat. Przez ostatni rok jego uzależnienie od gier eksplodowało. Gdy nie dostawał drobnych na jakieś aplikacje albo próbowano ograniczać mu dostęp do sieci, zachowywał się jak typowy nałogowiec.

Zaczął dostawać ataków furii, dość widowiskowych. Zaciskał pięści, krzyczał, płakał. Myślałam: może to ADHD? Spektrum autyzmu? A może jakaś choroba psychiczna? Bo on potrafił wyglądać jak dziecko z horroru (…). Coraz rzadziej widziałam, żeby się z czegoś cieszył.

Marta, patrząc na syna, przypomina sobie historię, którą usłyszała od swojego przyjaciela pracującego w londyńskim salonie z automatami, gdzie ludzie siadają przed maszynami i z obłędem w oczach grają, grają, grają, aż tracą całe pensje. – Szymek też tak czasem wygląda. Gdyby nie zabrała go na terapię, wyrósłby na hazardzistę.

Na wizyty do terapeuty chodzą również rodzice. – Musisz otworzyć oczy i spojrzeć na błędy, które popełniłeś – mówi ojciec. – Może za dużo pracowałeś. Może byłeś emocjonalnie niedostępny, bo niby spędzałeś czas z dzieckiem, ale głową byłeś w pracy albo w płaceniu rachunków. Albo gdziekolwiek (…). On musiał to czuć.

Wina za uzależnienie Szymka nie leży jednak wyłącznie w rodzinie. – Wiele gier jest wzmacnianych elementami hazardowymi – wyjaśnia psychoterapeutka Dorota Jabłońska. – Najbardziej niebezpieczne są tzw. lootboksy, czyli skrzynki z nagrodami (…). Kiedy gracz je znajduje i otwiera, dostaje dodatkowe bodźce wizualne, dźwiękowe (…). Jak w kasynie (…). Młodzi ludzie chcą grać jak najczęściej, szukają nagród (…). Te gry są skonstruowane tak, żeby zachęcać do grania więcej i więcej. 

2024-11-08

E.W. na podst. Dawid Karpiuk. „Witajcie w Zombielandzie”, „Newsweek” nr 44/2024