R E K L A M A
R E K L A M A

Wystawa „Nasi chłopcy”. Recenzja Skiby

Otwarta w Gdańsku w Galerii Palowej Ratusza Głównego przy Długiej 46/47 wystawa wywołała nie tylko skandal, ale wręcz histerię. Było święte oburzenie, protesty uliczne i szereg głupich komentarzy, z niezbyt mądrą na czele wypowiedzią byłego prezydenta Dudy.

Fot. Krzysztof Skiba

Wielu komentujących wystawę zatytułowaną „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”, zorganizowaną przez Muzeum Gdańska, nawet jej nie zobaczyło. Wystarczyła im sama tematyka i tytuł projektu.

Co do tematu, to sprawa jest powszechnie znana, ale jakby wstydliwie od lat skrywana. Jak obliczają historycy, ponad 400 tysięcy Polaków z Pomorza Gdańskiego, Wielkopolski czy Górnego Śląska służyło w armii Hitlera. Po napadzie Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku te tereny zostały Polsce zabrane i wcielone do Rzeszy. Młodzi mężczyźni zamieszkujący Pomorze czy Górny Śląsk podlegali obowiązkowi poboru do armii i byli siłą wcielani do Wehrmachtu. Odmowa groziła wyrokiem śmierci.

Masowe wcielanie Polaków do armii niemieckiej zaczęło się w lutym 1942 roku, gdy wojsko III Rzeszy stanęło w obliczu problemu uzupełnienia stanów osobowych.

Są na ten temat liczne prace historyczne opisujące tragiczne losy Polaków zmuszonych do walki w niemieckich mundurach. Wielu z nich, gdy tylko nadarzyła się okazja, dezerterowało do armii aliantów. Stacjonujący w zachodniej Europie Polacy z Wehrmachtu już w 1943 roku uciekali do miejscowej partyzantki, a w 1944 wręcz masowo do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, czyli do formacji generała Andersa i generała Maczka. Oblicza się, że aż w 30 proc. polskie formacje żołnierzy na zachodzie tworzyli jeńcy bądź dezerterzy. Stanowili oni cenny nabytek, gdyż byli świetnie przeszkolonymi żołnierzami.

Dzięki uprzejmości kilkunastu rodzin z Pomorza, które zgodziły się udostępnić pamiątki po dziadkach czy wujkach wcielonych do niemieckiej armii, poznajemy losy tych ludzi. Widzimy ich zdjęcia w niemieckich mundurach, fotografie przedstawiające życie w koszarach, legitymacje wojskowe, karty powołań, uzbrojenie, a nawet oryginalne buty marszowe.

Wystawa skłania do zadumy nad losem jednostki, która wprzęgnięta w młyny historii nie miała wiele do gadania. Część krytykujących atakuje nie tyle samą wystawę, co jej tytuł: „Nasi chłopcy”. Bo przecież nasi to ci z powstania warszawskiego, a nie ci w mundurach armii III Rzeszy.

Tylko na terenach Pomorza Gdańskiego wcielonych do Rzeszy zamieszkiwało ponad 1,5 mln dawnych obywateli Polski. Więc ci siłą zabrani do Wehrmachtu to też są „nasi”. Mamy udawać, że to nie byli Polacy?

Symbolem tych skomplikowanych losów jest postać Tony’ego Halika, jednego z najbardziej znanych polskich podróżników. Wcielony do Wehrmachtu w 1943 roku, we Francji zdezerterował do ruchu oporu, a następnie zasilił polskie formacje zbrojne i znalazł się wśród żołnierzy Andersa w Szkocji. Do końca życia ukrywał fakt, że był żołnierzem Wehrmachtu.

Dziś jesteśmy już na tyle dojrzali i „dorośli”, że możemy o tych sprawach mówić otwarcie, bez fałszerstw. Wystawę należy koniecznie obejrzeć. W spokoju, w skupieniu i bez politycznej histerii. 

2025-08-21

Krzysztof Skiba