R E K L A M A
R E K L A M A

„Tartuffe, czyli Świętoszek”. Recenzja Skiby

Chciałoby się krzyknąć po obejrzeniu spektaklu w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza. Najnowsza premiera klasycznego „Świętoszka” przypomina nam starą prawdę, że w świecie od zawsze nie brakuje naiwnych głupców wykorzystywanych przez cwanych oszustów. 

Fot. Marcin Nowak. Materiały promocyjne

Sztuka Moliera o bogobojnym cwaniaku ma ponad trzysta lat, ale gdyby nie historyczne kostiumy, te wszystkie śmieszne żaboty, faceci w podkolanówkach, kobiece zdobne suknie, w które reżyserka Magdalena Piekorz kazała kostiumologom ubrać aktorów, można by ją potraktować jako dramat absolutnie współczesny. Szczególnie że premiera miała miejsce przed drugą turą wyborów prezydenckich. I myślę, że nie tylko mnie popisy bogobojnego Tartuffe’a kojarzyły się z obłudą jednego z kandydatów, którego przedstawiano jako wielkiego patriotę, a okazał się kumplem gangsterów i alfonsem.

Szczerze mówiąc, wolałbym scenografię i kostiumy z naszej epoki, bo te żaboty robią z aktorów trochę kukły z jakiegoś barokowego pałacu. Skoro w „Zemście” Fredry u Michała Zadary aktorzy chodzą w garniturach, kurtkach skórzanych, mają telefony komórkowe i pistolety, to w „Świętoszku” tym bardziej taki koncept by się sprawdził. Ale rozumiem, że pani reżyser miała dość eksperymentów i inną koncepcję, czyli chciała wystawić Moliera „po bożemu”, co, niestety, tylko szkodzi sztuce, bo podkreśla, że mamy do czynienia z ramotą z odległej epoki. To tak, jakby przyjść na wizytę do starej ciotki, która jest przekonana, że pachnąca naftaliną spódnica z krempliny jest ciągle na topie.

Ale na szczęście broni się tekst Moliera i liczne bon moty, które dostały się już na stałe do kultury europejskiej i wbiły się w nią jak tatuaż zrobiony na czole. Podziwiamy zatem zdolności Tartuffe’a (w tej roli świetny Łukasz Stawowczyk), który udając osobę głęboko wierzącą, pragnie jedynie własnego zysku. Z jednej strony każe służącej Dorynie zakryć zbyt wydatny biust (dynamiczna jak pociąg ekspresowy Iwona Dróżdż), bo to razi jego uczucia religijne, a z drugiej niecnie podrywa żonę swego dobroczyńcy Orgona.

Ach, iluż to już mieliśmy w Polsce takich hochsztaplerów, którzy rzucali się na kolana w kościołach, usta mieli pełne moralnych frazesów, a na końcu okazywali się uczestnikami orgii na plebanii. Świetnym pomysłem pani reżyser okazało się obsadzenie Pawła Tucholskiego w roli pani Pernelle. Dzięki temu ta drugoplanowa postać zyskała błysku i podkreśliła komediowy walor przedstawienia.

Ofiara matactw Świętoszka, dobrotliwy, ale naiwny i porywczy Orgon (przekonujący Bronisław Suszka), jest, niestety, zbiorowym portretem naszych rodaków, którzy zbyt często łatwowiernie ulegają tanim gestom aktorów sceny politycznej. I tak, niestety, dzieje się od czasów Moliera. 

2025-06-04

Krzysztof Skiba