Beqa
W lokalnym dialekcie znana jako Benga. 10 km od południowego wybrzeża Viti Levu, czyli największej wyspy Fidżi. Sześć małych wiosek i trzy resorty turystyczne. Docieramy tu po 40-minutowym rejsie, rzucani po pokładzie przez wezbrane fale. Jeśli ktoś cierpi na chorobę morską, będzie miał problem z wytrzymaniem nawet tak krótkiego rejsu. Gdy wieje, ocean daje się we znaki i podróż nie należy do przyjemności. To jednak nie rajskie plaże i komfortowe warunki ściągają tu przyjezdnych z całego świata. Największą atrakcją jest nurkowanie, w trakcie którego karmi się… rekiny. Trafiamy do resortu Beqa Lagoon. Jego właścicielem okazuje się Ukrainiec mieszkający od lat w USA. Kupił go 10 lat temu. Wyremontował, rozbudował i zapewnił pracę miejscowym. Szefem technicznym uczynił swojego rodaka – Nikołaja, polecając naukę robotniczego fachu i dokształcanie tutejszych mężczyzn. Praca tutaj to dla nich jedyna możliwość zarobkowania. Starają się, ale ta swoista misja społeczna nie zawsze kończy się sukcesem. Ich majster wymaga punktualności, dokładności i samodzielności. Fidżyjczycy mają z tym wielki problem.
Subskrybuj