Ostatnim prezydentem, który tak mocno zadarł z mediami, był Richard Nixon. To powinno być memento dla Trumpa: pamięć o tym, że z prasą w USA nie wygrał żaden prezydent, a rząd przegranych jest długi. Ale czy na pewno nie zmienił się klimat polityczno-medialny w USA i czy na pewno pod rządami Trumpa Stany Zjednoczone pozostaną krajem demokratycznym?
Przed Trumpem ostrzegają takie organizacje, jak Reporterzy bez Granic, Fundacja Wolności Prasy (Freedom of the Press Foundation) czy Komitet Ochrony Dziennikarzy (CPJ). Pierwsza z nich oświadczyła, że: „Jego wybór na drugą kadencję oznacza niebezpieczny moment dla amerykańskiego dziennikarstwa i globalnej wolności prasy”. Dowodów ingerencji w pracę dziennikarzy przez Trumpa jest aż nadto. To on odmawiał prawa do udziału i zadawania pytań w czasie swoich konferencji prasowych m.in. dziennikarzom CNN, Politico i CBS, rugał reporterki, nazywał dziennikarzy fake newsami, cofał akredytacje, groził procesami i odebraniem licencji stacjom telewizyjnym, które mu nie sprzyjały (np. stacji CBS News po wywiadzie z Kamalą Harris w programie 60 Minutes), a ostatnio pod jego wpływem redakcje poważnych gazet (Los Angeles Times i Washington Post) zmieniły przyjętą od lat politykę wyrażania opinii o kandydatach w wyborach prezydenckich, by nie drażnić Trumpa swoim poparciem dla Kamali Harris (nie przestraszyła się redakcja New York Timesa, która zadeklarowała poparcie dla kandydatki demokratów). Trumpowi bardzo pomogła także propaganda na platformie X, której właścicielem jest jego przyjaciel, a teraz pewnie przyszły członek jego gabinetu – multimiliarder Elon Musk.
Według Washington Post Trump w czasie swojej kadencji skłamał ponad 30 tysięcy razy. W ciągu niecałych dwóch miesięcy (od 1 września do końca października br.) obraził dziennikarzy – według Reporterów bez Granic – co najmniej 108 razy, nie licząc wpisów w mediach społecznościowych. Wielokrotnie on i jego współpracownicy kierowali przeciwko dziennikarzom pozwy o zniesławienie. Trump zapowiedział też ściganie dziennikarzy, którzy „pomogli Joe Bidenowi sfałszować wybory prezydenckie”. Dziś jest prezydentem najpotężniejszego kraju świata. Po tych wyborach będzie miał wsparcie Senatu, Izby Reprezentantów, legislatury, Departamentu Sprawiedliwości – i władzę niemal dyktatorską.
Komentatorzy obawiają się zemsty Trumpa na mediach. Bądźmy jednak dobrej myśli, bo tradycja amerykańskiej prasy od Benjamina Harrisa, pierwszego dziennikarza śledczego (1690 rok), poprzez erę tzw. muckrakerów po aferę Watergate i jej przedłużone dziedzictwo w książkach Boba Woodwarda pokazuje, że etos watchdoga, buntu i patrzenia władzy na ręce przetrwał ponad 330 lat i żaden prezydent nie był w stanie go zniszczyć. W 1971 roku, kiedy gazety New York Times i Washington Post zostały zaatakowane przez administrację Nixona z powodu publikacji tzw. Pentagon Papers (tajnych dokumentów o polityce amerykańskiej), to solidarne wsparcie udzielone im przez ogół mediów w USA sprawiło, że prasa wygrała batalię przeciwko cenzurze w imię prawa do wolności publikacji. Pierwsza poprawka do konstytucji USA, niepozwalająca na jakiekolwiek ograniczenie wolności mediów, jest świętością w Ameryce i dotąd nikt jej nie sprofanował. Trump musi to wiedzieć, że zamach na I poprawkę może oznaczać koniec jego politycznej kariery.