Dorota Wysocka z radiowej Trójki trafiła w końcu do TVP. Chciałem jej trochę zawodowo pomóc i nieopatrznie powiedziałem kiedyś, by przyjrzała się bliżej Dorocie Gawryluk. Ta występowała od dawna, przed kamerą była swobodna, nie zamykała się w sztywnych ramach prezenterki wiadomości. I granat wybuchł: Dorota Wysocka odpowiedziała, że nie muszę dawać jej żadnych przykładów, bo sama wie, co robić.
Był to wyjątkowy akt własnej wartości, niepodlegający dyskusji. I tak straciłem tę drugą Dorotę… Wracam do Doroty Gawryluk. Po dziennikarstwie na UW rozpoczynała pracę w Polsacie, potem trafiła do TVP, gdzie prowadziła „Wiadomości”. Widać jednak, że wilka ciągnie do lasu, bo w 2007 r. wróciła do Polsatu, rozpoczynając pracę w TV Biznes. I właśnie wtedy odnowiliśmy znajomość. Byłem już poza TVP i współpracowałem z TV Biznes. Henryk Sobierajski, jeden z doradców prezesa Solorza, poprosił, bym pomógł Dorocie w wymyśleniu jakiegoś innego programu.
Rozpoczęliśmy więc serię spotkań w pobliskiej „Promenadzie”. Z sympatią wspominam te rozmowy, bo Dorota jest ciekawą świata, sprawną organizacyjnie, i do tego to ładną kobietą. Gdy byliśmy już prawie na końcu zmagań z telewizyjną materią – nagle kontakty urwały się. Nie miała czasu, była chora albo zmęczona… Po jakimś czasie dowiedziałem się, że rozpoczęła podobne działania z innym kolegą, i widać bardziej się one spodobały. Wiedziałem już, że kobiety zmienne są, więc wróciłem do swoich spraw.
Obserwowałem jednak, już z daleka, jak rozwija się jej dziennikarska kariera. Na liście nowych wyzwań znajdowałem jednak coraz więcej organizacyjnych zajęć. Owszem, prowadziła „Wydarzenia”, program „Gość wydarzeń” czy „Dorota Gawryluk zaprasza”, ale wskoczyła w drabinkę „funkcyjnych”: szefowa „Wydarzeń”, dyrektor pionu informacji i publicystyki, dyrektor pionu kanałów tematycznych itd. Zadzwoniłem nawet, by o tym porozmawiać, ale… nie chciała rozmawiać. Nie było między nami żadnych konfliktów, więc nie wiedziałem, o co chodzi. Koledzy z Polsatu twierdzili, że Dorotę dotknęła tzw. sodówka, a jedynym kontaktem z podwładnymi jest milczenie…
Ponieważ taki nie byłem – wykreśliłem Dorotę z kalendarza. W końcu tyle jest kobiet z tzw. kindersztubą, że specjalnie nie żałowałem. Poza tym niedawno domyśliłem się powodu naszego rozstania: w wywiadzie zeznała, że „trudno być człowiekiem wykształconym bez studiowania Biblii”. Przyznaję bez bicia, że nie studiowałem Biblii, tylko ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Dalej były już tylko zdziwienia, że będzie kandydować na prezydenta, ale to była oczywiście marketingowa kaczka.
Dorota zaprzeczyła, bo jest oczywiście bardziej inteligentna niż Magdalena Ogórek. Ale może Solorz chce ją obsadzić w nowej roli? Czas pokaże.