Mnichowice to średniej wielkości wieś położona w gminie Bralin. Administracyjnie to Wielkopolska, ale w przeszłości miejscowość była związana z Dolnym Śląskiem. Jej nazwa pochodzi od zakonu augustynów, mnichów, którym podarował ją książę Henryk Brodaty. Podobno zatrzymała się tu jego żona, św. Jadwiga, którą Klemens IV kanonizował już w 1267 roku i od tego czasu uważana jest za patronkę Polski i Śląska.
Pobliskie powiatowe Kępno to znany od pokoleń ośrodek produkcji mebli, a Mnichowice postawiły na szeroko rozumiane ogrodnictwo.
Gdy Stanisław Marcinków kończył matematykę na uniwersytecie, zapewne nie przypuszczał, że jego zawodowe życie potoczy się w tak nietypowy sposób.
– Mój starszy o kilka lat brat prowadził szkółkę ogrodniczą zajmującą się formowaniem i sprzedażą żywopłotów – wspomina pan Stanisław. – Zdecydowałem się na zajęcie niwakami, gdyż w 2008 roku, kiedy zaczynałem, takich szkółek było bardzo niewiele, podczas gdy tradycyjnymi drzewkami bonsai zajmowało się wielu ogrodników i cała rzesza pasjonatów, którzy traktowali to jako hobby. Do obecnych umiejętności doszedłem sam – metodą prób i błędów. Dlatego, w przeciwieństwie do japońskich mistrzów bonsai, nie czuję się artystą, lecz jedynie rzemieślnikiem, co jednak wystarcza na polskim i europejskim rynku. Kilkanaście lat temu we Wrocławiu widziałem ogłoszenie, że jakiś doktor, nie wiem już z jakiej dziedziny wiedzy, organizuje sześciogodzinny kurs bonsaisty w cenie 150 zł, który kończy się otrzymaniem certyfikatu. Kolega, który się szkolił w Japonii, poinformował mnie, że tam takie kursy są trzyetapowe i trwają trzy, pięć oraz dziesięć lat i na początku uczestnicy kursu nie są godni, żeby nawet liście grabić.
Kule, spirale, „bałwanki”
Formowanie roślin wymaga wiedzy, ale przede wszystkim czasu. Nie z wszystkich roślin można zrobić niwaki.
– Kształt rośliny musi być wcześniej odpowiednio dobrany do naturalnego kształtu i fizjologii gatunku, inaczej tracimy tylko czas – wyjaśnia pan Stanisław. – Najlepiej wybrać drzewko lub krzew o niezbyt silnym przyroście, drobnych listkach, które wypuszcza wiele młodych pędów, dobrze znosi cięcie (nie ulega dużemu osłabieniu), jest odporne na mróz i zagęszcza się po cięciu. W naszym klimacie jest wiele roślin, które dobrze dają się formować: bukszpan, ligustr, grab, żywotniki (tuje), jałowce, cyprysiki, cisy, modrzew, sosna, świerk. Formowanie należy rozpocząć, gdy roślina jest jeszcze młoda, najlepiej od razu po jej posadzeniu w ogrodzie. Do nadania odpowiedniego kształtu najlepsze są stelaże metalowe. Pierwsze cięcie rośliny dotąd nieformowanej przeprowadza się zaraz po jej posadzeniu. Skraca się wszystkie pędy do połowy wysokości (najczęściej 20 cm nad ziemią), co powoduje wybicie śpiących pąków i rozkrzewienie rośliny. Średnio trzy razy w sezonie powinniśmy skracać pędy, ale dokładna częstotliwość cięcia zależy przede wszystkim od siły wzrostu rośliny oraz od tego, jaki efekt chcemy osiągnąć. Jeśli forma ma wyglądać jak najokazalej, cięcie należy powtarzać przynajmniej raz w miesiącu – począwszy od wiosny, a kończąc najpóźniej we wrześniu. Jeśli pędy zostaną przycięte zbyt późno, nie zdążą zdrewnieć przed zimą i mogą przemarznąć. Należy skracać o połowę, a gdy roślina nieco się zagęści – o jedną trzecią ich długości. Gdy roślina osiągnie pożądany kształt i wielkość, można skracać prawie cały jednoroczny przyrost. Należy pamiętać, że częste przycinanie pobudza rośliny do wzrostu, a to wiąże się z ich większymi wymaganiami pokarmowymi. Dlatego muszą być zasilane nawozem wieloskładnikowym wczesną wiosną i na początku lata.
Większość krzewów i drzew ma naturalną tendencję rozrastania się w górę. Niwaki formuje się przede wszystkim wszerz. Kule, spirale, „bałwanki”, „gniazda”, kielichy to najpopularniejsze kształty.
– Gdy Japończycy zrobili z tego sztukę, to Holendrzy pozakładali fabryki. Tysiącami na identycznych metalowych stelażach przyginają drzewka, uzyskując rośliny niemal jak z taśmy. My jesteśmy gdzieś pośrodku.
W tym biznesie chodzi przede wszystkim o to, żeby roślina jak najszybciej osiągnęła odpowiednią wielkość i pożądane kształty. Jednak w przypadku najbardziej okazałych egzemplarzy wymaga to długich lat. – Niwaki i klasyczne bonsai mogą żyć setki lat. Niektórzy japońscy mistrzowie mówią, że robią je dla wnuków i prawnuków, bo dopiero wówczas osiągną doskonałość kształtów. Nasi klienci nie mają tyle czasu. Ci, którzy kierują się ceną, kupują mniejsze rośliny i sami ich doglądają. Ci, których na to stać, wybierają już uformowane, dorodne okazy. „Kupują czas”, bo nie muszą czekać przez kilka lat, a to kosztuje.

Najdroższe niwaki kosztują tyle co samochód /Fot. archiwum firmy
Rośliny na każdą kieszeń
Ceny są bardzo zróżnicowane. „Bałwanka” z żywotnika zachodniego mierzącego 180 cm można już kupić za 180 zł (są też kilka razy droższe). Bonsai z jałowca mierzące od półtora do ponad dwóch metrów kosztują już kilka tysięcy, a ponadtrzymetrowe spirale z cisa pospolitego – nawet kilkanaście.
Pochodzący z Japonii bonsai – Pinus parviflora „Glauca” (sosna drobnokwiatowa) – to już wydatek 120 tys. Roślina przyrasta rocznie około 15 cm i może osiągnąć wysokość nawet 10 metrów.
W historii szkółki najdroższa była stuletnia sosna sprowadzona przed wielu laty z Japonii, która przy obecnych cenach byłaby warta co najmniej 180 tys. zł. Właściciel zapewnia, że to drzewko przeżyje jeszcze co najmniej drugie sto lat.
Trudno wyliczyć rentowność takiej działalności, bo najważniejsze są robocizna i czas. Pan Stanisław w szkółce pracuje razem z czterema synami. Można jednak przyjąć, że przy przeciętnej roślinie rentowność wynosi około 50 proc.
Większość klientów przyjeżdża po niwaki samemu albo wysyła się je z pomocą specjalistycznych firm kurierskich. Przy odpowiednim zabezpieczeniu w idealnym stanie docierają do adresata, nawet gdy mieszka setki kilometrów od Mnichowic. Niektóre drzewa pan Stanisław zawozi osobiście. Czasem, na prośbę klienta (za odpowiednią opłatę), dogląda je też w ogrodzie kupującego. Właściciel ma także klientów ze Słowacji, z Litwy i Niemiec. Rocznie sprzedaje kilkaset roślin, których liczba nie przekracza jednak tysiąca sztuk.
– Nigdy nie żałowałem, że nie pracuję jako matematyk. W mojej pracy mam spokój, jestem na łonie przyrody, staram się tworzyć jak najpiękniejsze formy i jeszcze mi za to płacą. Czego chcieć więcej.
Medytacja, sztuka, biznes
Wbrew powszechnym przekonaniom bonsai (dosłownie: drzewko w pojemniku), czyli sztukę miniaturyzacji i formowania kształtów drzew i krzewów, zawdzięczamy Chińczykom, którzy opanowali ją ponad 2 tys. lat temu. Tam bonsai były dostępne tylko dla najbogatszych oraz funkcjonowały w klasztorach zen, odłamu buddyzmu.
Do Japonii prawdopodobnie sprowadzili ją buddyjscy mnisi sześć wieków później. Tam w XI wieku sztuka uprawiania bonsai osiągnęła szczyty. Ich kształt symbolizował harmonię i umiłowanie natury, a uprawa była dla niektórych formą medytacji. Z Japonii w XX wieku „drzewka w pojemniku” rozprzestrzeniły się właściwie na cały świat.
Bonsai to nie tylko przyjemność dla oka, lecz także świetna forma lokaty kapitału. Tyle że aby drzewka osiągnęły wielką wartość, muszą minąć wieki.
Najsłynniejszym mistrzem w dziedzinie tej wielowiekowej sztuki jest Kunio Kobayashi.
Najdroższe drzewko bonsai to wielowiekowa sosna, którą podczas Międzynarodowej Konwencji Bonsai w Japonii w 2013 roku sprzedano za 1 milion 300 tys. dolarów. W porównaniu z innymi bardzo drogimi znanymi bonsai ta sosna jest jeszcze niemal w wieku młodzieńczym, gdyż najstarszy na świecie jest fikus, który można podziwiać we włoskim Muzeum Bonsai Crespi, liczy tysiąc lat.
W tym samym wieku jest japoński jałowiec, który dopiero jest formowany.
O dwieście lat młodsze jest kolejne drzewko należące do pana Kobayashiego (jego szkółka Shunka-en jest otwarta dla zwiedzających).
Przeszło cztery wieki ma drzewko, które przez sześć pokoleń należało do rodziny Yamaki. Przeżyło wybuch bomby atomowej w Hiroszimie i dziś znajduje się w waszyngtońskim Narodowym Muzeum Bonsai & Penjing.