Polak nie dał się pokonać zawodnikom Benfiki Lizbona, budując w bramce – jak piszą hiszpańskie media – „ścianę nie do ruszenia”. Tym samym na dobre zamknął usta krytykom podważającym jego grę w pierwszym składzie. Bilans zespołu ze stolicy Katalonii, gdy w bramce stoi Szczęsny, jest imponujący, a 34-latek cieszy się coraz większym uwielbieniem kibiców i uchodzi za wyjątkowy talizman szczęścia.
Od kilku tygodni FC Barcelona nabrała mocnego wiatru w żagle i poważnie liczy się w walce o trzy najważniejsze trofea w sezonie (krajowe mistrzostwo, Puchar Króla, Liga Mistrzów). Ekipa Hansiego Flicka potrafi grać nie tylko skutecznie, ale i widowiskowo, strzelając wiele goli po efektownych akcjach. Inaczej było w środowy wieczór w Lizbonie, gdzie już w 22. minucie taktyczny plan niemieckiego trenera całkiem się zawalił. Pau Cubarsi słusznie został wyrzucony z boiska i Barca musiała przejść do defensywy. W praktyce oznaczało to mnóstwo roboty dla Wojciecha Szczęsnego, który ze swojej pracy wywiązał się bezbłędnie. – Szczęsny staje na głowie! – mecz Barcy na żywo relacjonowały media społecznościowe. W międzyczasie drużynie udało się zdobyć jednego gola, dzięki czemu z Lizbony przywiozła do Barcelony cenne zwycięstwo, będące niezłą zaliczką przed rewanżem.
– Wszyscy nasi zawodnicy spisali się dobrze, ale Szczęsny był fantastyczny! Dlatego jest naszą „jedynką” w bramce – komplementował urodzonego w Warszawie bramkarza 60-letni szkoleniowiec. Świetna postawa Szczęsnego jest także jego prywatnym sukcesem, bowiem to Flick w niespodziewanym momencie sezonu postanowił posadzić na ławce rezerwowych Hiszpana związanego z klubem od juniorskich drużyn. Inaki Pena był rozczarowany, kibice skonsternowani, a media zarzucały trenerowi „gorącą głowę”, gdyż bezpośrednim powodem decyzji miało być… spóźnienie 26-latka na jeden z treningów. Czas pokazał, że Flick wiedział, co robi, bo bilans Szczęsnego, od kiedy zajął miejsce między słupkami (4 stycznia 2025) do jego „wielkiego meczu w Portugalii” (tak opisał występ Polaka na okładce kataloński dziennik „Sport”), jest kapitalny. 14 meczów, 12 wygranych, 2 remisy, 0 porażek.
Powszechne zdziwienie przyniosła decyzja o nieprzyznaniu Szczęsnemu tytułu piłkarza meczu. UEFA wskazała na Pedriego, jego kolegę z drużyny. Co ciekawe, nagrodzony bez wahania przekazał laur właśnie na ręce doświadczonego bramkarza. – Od razu w szatni oddałem mu miano MVP. Zasłużył na nie jak nikt inny, bo obronił absolutnie wszystko, co możliwe – stwierdził roześmiany 22-letni pomocnik, pokazując tym samym, jak dobra atmosfera panuje w zespole. Polski bramkarz miał przyjść do legendarnego klubu w awaryjnym trybie, wezwany z ledwo co rozpoczętej sportowej emerytury. Tymczasem jego pozycja w drużynie z meczu na mecz rośnie. Trudno sobie wyobrazić, żeby w czerwcu nie doszło do rozmów o przedłużeniu kontraktu. Oczko działaczom puścił sam zainteresowany, mówiąc dla „Mundo Deportivo”: – Moja rodzina jest szczęśliwa, mój syn uwielbia swoją szkołę, żona uwielbia tu być. Jestem otwarty na wszystko… Sytuacja z pewnością jest rozwojowa, choć nie można zapomnieć, że „emeryt” Szczęsny przyszedł tu tylko na zastępstwo. Co ciekawe, Marc-André ter Stegen, a więc nominalnie pierwszy bramkarz Barcelony, więcej niż sprawnie przechodzi rehabilitację po złapaniu poważnej kontuzji. Media donoszą, że rozpoczął treningi na pełnych obrotach i prawdopodobnie będzie gotowy do gry już za kilka tygodni. Być może nawet na ewentualne ćwierćfinały Ligi Mistrzów. Co zdecyduje nieprzewidywalny i niemal niemożliwy do rozczytania Hansi Flick? To wie tylko on sam.