Pod koniec czerwca Krzysztof L. w otoczeniu policjantów wylądował w Polsce, by trafić do aresztu i tu poczekać na proces. To, co najbardziej szokuje, to fakt, że w dniu, kiedy miał popełnić zbrodnię, miał zaledwie… 15 lat.
Nagły ogień
Była upalna niedziela, 16. dzień lipca 2000 roku. Dyżurny straży pożarnej w Surażu niedaleko Białegostoku otrzymał informację o pożarze, który miał wybuchnąć w domu w obrębie gminy. Natychmiast pod wskazany adres pojechały wozy strażackie. Okazało się, że rzeczywiście jeden z domów stoi w płomieniach. Strażacy szybko i sprawnie przeprowadzili akcję: opanowali ogień, a potem – jak nakazują procedury – wybili drzwi i weszli do wnętrza.
Na podłodze ujawniłem zwłoki kobiety z licznymi ranami ciętymi i kłutymi – napisał w urzędowej notatce strażak, który jako jeden z pierwszych wszedł do domu. Nie było sensu nawet zaczynać akcji reanimacyjnej. Lekarz pogotowia ratunkowego urzędowo stwierdził zgon. Zwłoki kobiety owinięto w folię i wyniesiono.
Jeden ze świadków obecnych na miejscu zdarzenia zapamiętał (i zeznał kilkanaście lat później), że gdy technicy wynosili zwłoki, ciekła z nich jeszcze krew.
Subskrybuj