R E K L A M A
R E K L A M A

Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Trup w tapczanie

Przed tygodniem przypomniałem sprawę z 1990 roku dotyczącą zabójstwa mieszkanki Gorzowa. Niezwykłą, bo Tomasz B., pokazany w programie jako świadek i znajomy ofiary, okazał się zabójcą. Po zaprezentowaniu telewidzom rekonstrukcji tej zbrodni śledczy znaleźli dowody, że to on odpowiada za śmierć prowadzącej dość frywolne życie mieszkanki osiedla Zamoście.

Portret pamięciowy domniemanego zabójcy sporządzony w 1990 roku.

Po aresztowaniu przyznał się do zbrodni i szczegółowo opisał jej przebieg. Wtedy śledczy powiązali go także z innym morderstwem – dokonanym dwa miesiące wcześniej, 30 kwietnia, gdy na tym samym zaniedbanym osiedlu Zamoście znaleziono ciało 55-letniej Janiny G. Czy rzeczywiście odpowiadał za obie zbrodnie?

Jak wspominałem, Zamoście w latach 90. było starą, zaniedbaną dzielnicą Gorzowa. Przedwojenne kamienice wymagały remontu, a lokatorami często byli ludzie z marginesu – pijackie awantury i libacje należały tu do codzienności. To było bodaj 11 kwietnia 1990 roku, kiedy sąsiadka Janiny G. zauważyła niedomknięte drzwi mieszkania 55-latki. Z lokalu wydobywał się nieprzyjemny zapach. Przez kolejne dni sytuacja się powtarzała, więc wraz z inną lokatorką weszły do środka. Nie znalazły gospodyni, lecz bałagan i ślady libacji. Wszystko wskazywało na to, że mieszkanie zostało okradzione. Zniknięcie Janiny nie budziło początkowo zdziwienia – była znana z zamiłowania do alkoholu i hulanek. Dopiero 19 kwietnia jedna z mieszkanek ulicy Fabrycznej zgłosiła milicji, że od trzech dni drzwi do mieszkania pozostają otwarte, a Janina G. wciąż nie wróciła.

Kiedy śledczy weszli do mieszkania Janiny G., uderzył ich potworny odór. Nie było śladów włamania – część ekipy rozpoczęła oględziny, inna rozpytywała lokatorów. Początkowo nikt nie wiedział, co działo się z gospodynią, wspominano jedynie o hałasach w nocy z 10 na 11 kwietnia. Już na początku przeszukania sprawa się wyjaśniła. Jeden z milicjantów otworzył tapczan i znalazł w nim zwłoki właścicielki mieszkania. Ciało było w początkowej fazie rozkładu – napuchnięte, sczerniałe – i najprawdopodobniej przeleżało tam ponad trzy dni. Ustalono, że kobieta została uduszona właśnie tej nocy. Sąsiedzi niewiele mogli powiedzieć o jej gościach – bywało, że przewijało się ich wielu – a otwarte drzwi nikogo nie dziwiły, bo Janina rzadko je zamykała.

Milicja – bo dopiero kilka miesięcy później została przemianowana na policję – próbowała odtworzyć ostatnie dni życia Janiny G. Podczas oględzin ustalono, że na kanapie, już po śmierci gospodyni, ktoś spał. Śledczych zaskoczyły zeznania jednej z bliskich znajomych ofiary, która lekko podchmielona weszła do mieszkania, gdy nikt nie odpowiadał na pukanie. Postanowiła poczekać na Janinę, położyła się na kanapie i zasnęła, nie wiedząc, że w środku znajdowały się zwłoki.

Janina G. była emerytką, mieszkała samotnie, lubiła towarzystwo i alkohol, co często sprowadzało do jej mieszkania znajomych traktujących je jak metę. Ustalono niewiele faktów z ostatnich dni jej życia. Wiadomo, że 10 kwietnia miała przy sobie sporą sumę pieniędzy – nazajutrz planowała wyjazd do Zielonej Góry, by spotkać się z adwokatem w sprawie syna odbywającego karę więzienia, chciała starać się o jej skrócenie. Tego dnia odwiedziła ją sąsiadka Anna, która zeznała, że Janina spędziła u niej czas aż do 22.30. Lokator kamienicy zeznał, że widział Janinę wracającą do klatki, gdzie spotkała nieznanego mu mężczyznę. Nie wiadomo jednak, czy był obcy także dla niej. Najprawdopodobniej weszli razem do mieszkania, a następnie doszło do zabójstwa – czy była to próba rabunku, czy agresja po odrzuceniu propozycji seksualnej, pozostało niewyjaśnione.

Z mieszkania zniknęła damska torebka z nieustaloną zawartością, złota obrączka i 150 tys. starych złotych. Świadkowie widzieli tego samego mężczyznę kilka godzin później, rankiem, gdy wychodzili do pracy. Dzięki ich zeznaniom powstał portret pamięciowy. Poszukiwany miał 35 – 40 lat, około 175 cm wzrostu, krępą budowę, krótkie ciemne włosy. Rysopis wykluczał Tomasza B., zabójcę Weroniki – nie był podobny do wskazanego mężczyzny i miał mocne alibi na noc z 10 na 11 kwietnia. Śledztwo utknęło w martwym punkcie, a sprawę pokazano w „997”. Emisja w październiku 1990 roku nie przyniosła jednak przełomu i sprawca pozostał bezkarny. Kryminalni liczyli, że telewizyjna emisja pomoże przełamać impas, ale tak się nie stało. 

2025-12-06

Michał Fajbusiewicz