R E K L A M A
R E K L A M A

Polski paszport cenniejszy niż amerykański

Wicepremier i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski ogłosił z dumą, że polski paszport jest dziś jednym z najsilniejszych dokumentów na świecie. – Według renomowanego indeksu Henleya polski paszport stał się siódmym najbardziej pożądanym na świecie – mówił podczas konferencji prasowej w Senacie. I dodał: – To namacalny dowód na nasz ogromny sukces.

Fot. D.K.

Brzmi świetnie. Problem w tym, że ranking, na który powołuje się Sikorski, ma pewną konstrukcyjną pułapkę. Polska rzeczywiście znajduje się w „siódmym koszyku” Henley Passport Index, ale nie oznacza to, że jest siódma. Cztery państwa zajmują pozycję czwartą, siedem jest piątych, a sześć – szóstych. Dopiero po nich pojawia się grupa siódma, w której znalazła się Polska. W praktyce więc nasz paszport plasuje się mniej więcej na 21. miejscu.

Sikorski mówił jednak nie tylko o paszportach, lecz także o czymś znacznie ważniejszym: o poczuciu dumy. – Wielki naród to nie taki, który zasklepia się w swoim rdzeniu etnicznym, tylko taki, który przyciąga innych, który powoduje, że inni chcą się stać tacy jak my – tłumaczył. I dodawał, że po raz pierwszy od prawie trzech stuleci więcej Polaków do kraju wraca, niż z niego wyjeżdża. – Mówię to sam jako dawny emigrant, który do Polski wrócił i nie żałuje – podkreślił minister. Według Sikorskiego na polskość po prostu zrobiła się koniunktura. – Polskość stała się modna, ludzie za granicą odkrywają swoją polskość i się do niej poczuwają – tłumaczy. – Nie mówię tego teoretycznie, tylko ma to swój praktyczny wyraz w tym, że wydajemy tysiące nowych paszportów. Przywracamy obywatelstwa, ludzie chcą mieć prawo zamieszkania w Polsce – i to nie tylko na terenie byłego Związku Radzieckiego, ale także w Ameryce Łacińskiej, na Bliskim Wschodzie i w Ameryce Północnej. Minister snuje opowieść o kraju, który z peryferii stał się centrum. Faktycznie Polska jest dziś dwudziestą gospodarką świata, a jej infrastruktura coraz częściej nie ustępuje niemieckiej. Francuzi i Brytyjczycy kupują tu domy na emeryturę, a emigranci z lat 2000 coraz częściej myślą o powrocie.

Paszport stał się więc czymś więcej niż dokumentem – jest symbolem awansu cywilizacyjnego i narzędziem, dzięki któremu można zrozumieć, jak bardzo świat wokół nas się zmienił. Jeszcze niedawno to my staliśmy w kolejkach przed ambasadami, dziś to my decydujemy, kogo do siebie wpuścimy. To drobna różnica w codzienności, ale ogromna w mentalności: z narodu proszącego o pozwolenie staliśmy się narodem zapraszanym i zapraszającym.

Ale jeśli spojrzeć chłodniej, to w tym samym rankingu lepiej wypadają nasi węgierscy sąsiedzi. Paszport Węgier – państwa Viktora Orbána – znalazł się w „szóstym koszyku”. Węgrzy mają bezwizowy wjazd do USA, należą do Schengen, utrzymują poprawne relacje z Chinami i z Rosją, a z krajami arabskimi żyją bez większych napięć. Patrząc paszportowo – ich pragmatyczna polityka działa.

Nie znaczy to jednak, że Sikorski się myli. Jego słowa o „modzie na polskość” to raczej język politycznej mobilizacji. Bo to właśnie wśród emigrantów kryje się dziś potencjał wyborczy. W ostatnich wyborach prezydenckich za granicą głosowało ponad 700 tysięcy Polaków. Politycy Platformy, z którymi rozmawiałem na ten temat, mówią, że to elektorat oderwany od polskiej polityki i plastyczny, skłonny do radykalnych zmian z wyborów na wybory. Co więcej, działacze liczą, że w kolejnych wyborach mobilizacja wśród Polonii będzie jeszcze większa niż ostatnio. Minimalne zwycięstwo Nawrockiego nad Trzaskowskim (ok. 360 tys. głosów różnicy) pokazało, że każdy głos może być w przyszłości na wagę złota.

Sikorski pewnie już myśli o wyborach prezydenckich w 2030 roku i próbuje wyczuć ton, który połączy emocje z pragmatyzmem. Opowieść o mocnym paszporcie jako symbolu narodowej dumy może być w tym sensie początkiem dłuższej kampanii.

Bo nawet jeśli to nie siódme miejsce, a „siódmy koszyk”, to sam fakt, że w ogóle się w nim znaleźliśmy, jest rewolucyjny.

2025-10-20

(rj)