Niemniej jednak ideal nie opisuje ono stan szlachecki. I nawet jeśli trudno doszukać się w nim śladów powstania w czasach szlacheckich, to winniśmy uznać, że w tamtych czasach miewało się ono nieźle. O jakim przysłowiu mowa? „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”? Nie. Mowa o „Kto nie ma brzucha, ten kiepsko ru..a”.
W szlacheckich czasach brzuch pokryty tkanką tłuszczu, czyli sadło, był pierwszorzędną wizytówką i jednocześnie marzeniem każdego szlachcica. Jeśli był wielki brzuch, to każdy napotkany przechodzień wiedział, że ów człowiek do biednych nie należy i konsumować jest w stanie (i ma za co) do woli, a wręcz do upadłego. Sadło trzeba więc było hodować niczym dzisiaj mięśnie na siłowni. Nasi przodkowie nie mieli tak prostego jak dzisiaj życia – wystarczy obwiesić się złotem, kupić drogi samochód z głośnym tłumikiem i można się chwalić na wsi albo swojej „dzielni”, jak mawia młodzież.
Słowem. Im sadło większe, tym i bogactwo ogromniejsze. A same sadła tuczono, jedząc dużo, niezdrowo i tłusto. Do tego mnóstwo przypraw. Im ich więcej, tym lepiej. Dlaczego? To proste. Przyprawy w tamtych czasach do tanich nie należały. A skoro kosztowały, to trzeba było je sypać na ucztach na lewo i prawo, by pokazać, że gospodarza sakwa jest co najmniej tak potężna jak jego sadło.
Subskrybuj