Mamy więc Cumę, superzłodzieja sztuki na emeryturze (Robert Więckiewicz), który od dwudziestu lat odpoczywa w Hiszpanii i nieco się nudzi. Do jego przytulnej kryjówki przybywa paser Chudy z Krakowa i proponuje ostatni skok, który ustawi go do końca życia.
Złodziej początkowo odmawia, a spławiony paser wraca do Krakowa. Zły jednak nie śpi i ostatecznie weteran skoków na dzieła sztuki przybywa do grodu nad Wisłą podjąć się misji. Tymczasem intratna robota okazuje się nieaktualna. Zlecenie przejęli już młodsi pokoleniowo następcy.
Wkurzony ambicjonalnie Cuma montuje starą ekipę i zamierza okraść złodziei. I tu powinna nastąpić seria komicznych perypetii, ale zamiast tego mamy sceny, w których Więckiewicz snuje się po Krakowie, a film zaczyna nieznośnie przypominać książkę z serii Zbigniewa Nienackiego o przygodach Pana Samochodzika. Czyli zamiast komedii kryminalnej mamy przygodowy film dla młodzieży.
Pewne ożywienie wprowadzają fajtłapowaty policjant, którego gra Łukasz Simlat, oraz jego kumpel – agent FBI (w tej roli zabawny Marcin Dorociński). Niestety to, co było wartością w pierwszej części filmu „Vinci”, czyli napięcie związane ze skokiem, w sequelu rozmywa się do tego stopnia, że nawet archaiczny Pan Samochodzik miał więcej życia. Gdy dawny kumpel Cumy, niejaki Szerszeń (Borys Szyc), przeżywa swe kłopoty rodzinne, to film Machulskiego skręca niebezpiecznie w uliczkę kina familijnego. A to już jest tak cukierkowe, że prawie niewybaczalne.
W PRL Machulskiego nazywano polskim Spielbergiem. Reżyser buntował się przeciwko takim porównaniom, bo twierdził, że to brzmi jak „polskie dżinsy”, a te w Polsce Ludowej nie były najlepszej jakości.
Mimo bladej akcji film ogląda się z pewną dozą przyjemności, bo lubimy bohaterów z pierwszej części i lubimy Kraków. Poza tym Machulski wie, że taki Więckiewicz ma tak wielką charyzmę, że mógłby chodzić po rynku z gazetą pod pachą i pić kawę, i to już byłoby dla widza ciekawe. Nudny krakowski spleen też ma swój urok.
Ponieważ Juliusz Machulski twierdzi, że „Vinci 2” to jego ostatni film, na pożegnanie z widownią był to jakiś koncept, ale na komedię kryminalną trochę za mało.
Zamiast brawurowej akcji (jest tak brawurowa jak potańcówka w domu starców) reżyser naszpikował film znanymi postaciami, które przemazują się na ekranie. W epizodach występują m.in. pieśniarz Grzegorz Turnau, dziennikarka Dominika Wielowieyska, prezenterka telewizyjna Anita Werner i polityk Ryszard Petru. Ten ostatni wywołuje nawet lekki śmiech na widowni, gdy zjawia się ze spóźnioną delegacją ministerstwa z Warszawy.
Powinna być trója, ale z sentymentu do pierwszej, mistrzowskiej części i do aktorów, których lubię, daję cztery