Te ciarki, które przechodzą po plecach, mrowienie w nogach, stopniowanie napięcia, które powoduje, że serce szybciej bije, jak mały ptaszek zamknięty w klatce, a bywa, że pisk widzów – to pożądane efekty każdego horroru. Kochamy się bać. Taką mamy naturę.
Politycy straszą nas cały czas. Głównie sobą, ale bywa też, że konkurencją i tym, co ewentualnie zrobią, lub tym, czego mogą nie zrobić. Dawno temu ktoś powiedział, że kino w sumie jest proste. Na komedii widz powinien pękać ze śmiechu, na horrorze się bać, a na romantycznej opowieści o miłości uronić dyskretnie łzę nad losem nieszczęśliwych kochanków.
Niestety, w dzisiejszym świecie wszystko jest odwrotnie. Na komedii zasypiamy z nudów, na strasznym horrorze się śmiejemy z głupoty filmu, a na romantycznej komedii boimy się, że męka na tym seansie będzie jeszcze trwała.
Kino to sprzedawanie emocji i horror odegrał tu wielką rolę, bo strach ma nie tylko wielkie oczy, ale także jest maszynką do robienia pieniędzy. Przez lata niesłusznie uważano horrory za mało ambitny kierunek sztuki. W Polsce nawet nimi gardzono, a polscy twórcy, którzy usiłowali zmierzyć się z tą estetyką, byli wyśmiewani, jak Marek Piestrak i jego złej sławy film „Widziadło”.
Tymczasem horrory pod płaszczykiem opowieści o duchach, zjawach, seryjnych mordercach z błonami na palcach niejednokrotnie przemycały ważne przesłania polityczne. Taki klasyk kina jak „Noc żywych trupów” z 1968 roku to wcale nie jest przygłupia opowieść o zombiakach. To kino na wskroś polityczne, które pokazuje nam, jak zachowują się ludzie w obliczu zagrożenia. „Gabinet doktora Caligari” z 1920 roku, film Roberta Wienego uważany za pierwszy film grozy na świecie, był interpretowany jako pokaz możliwości sterowania społeczeństwem.
Ostatnio horrory znacznie obniżyły loty, stając się technicznymi fajerwerkami dla gawiedzi uwielbiającej epatowanie przemocą i wiadra sztucznej krwi.
Najnowszy horror Zacha Creggera pt. „Zniknięcia” (o wiele lepszy od polskiego jest oryginalny tytuł „Weapons”) to dzieło świetne. Pewnej nocy o 2.17 znikają dzieci z jednej klasy. Zostaje tylko jeden uczeń.
Na kamerach domowych widać, jak o tej samej godzinie uczniowie w środku nocy wybiegają z domów. Tak jakby byli umówieni. Jakby ktoś ich wzywał. Policja jest bezradna wobec tej tajemnicy. Nauczycielka oskarżana jest przez rodziców o zaniedbania. Niektórzy rodzice mocno panikują, inni starają się swoimi sposobami rozwiązać zagadkę. Nauczycielka pod wpływem nacisku rodziców zostaje przez dyrektora zawieszona i by odreagować stres, kupuje w sklepie butelkę alkoholu. Groza narasta.
Najlepszy horror wakacji z komediowym zakończeniem. Trochę baśń, trochę bajka. Film będący dowodem na to, że horror wcale nie umarł, a siła magii kina to coś pięknego.