R E K L A M A
R E K L A M A

Pieniądze dały wolność? Dalszy ciąg sprawy Sebastiana Majtczaka

Czas: kilka dni temu. Miejsce: nieznane. Na ekranie laptopa za młodym mężczyzną w białym T-shircie ściana neutralnego, hotelowego pokoju. Żadnego okna, etykiety na butelce wody, niczego, co pomogłoby ustalić, gdzie on jest. Gdzie jest Sebastian Majtczak, domniemany sprawca najkoszmarniejszego wypadku ostatnich lat.

Fot. archiwum

Facet, który – jeśli wierzyć ustaleniom prokuratury – razem z kumplami pruł dla zabawy po autostradzie swoim sportowym bmw za milion złotych z prędkością ponad 300 km na godz. i zmiótł z drogi prawidłowo jadące auto z wracającą znad morza rodziną. W efekcie troje niewinnych ludzi (w tym 4-letnie dziecko) spłonęło żywcem, a Majtczak – biznesmen i zarazem syn bogatych rodziców, przedsiębiorców – uciekł przed polskim wymiarem sprawiedliwości do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Uciekł i od ponad półtora roku wodzi za nos policję, prokuraturę i całe polskie państwo. Słowem: kupuje bezkarność.

Od momentu wypadku, czyli 16 września 2023 r., Majtczak milczał, a jego twarz opinia publiczna znała tylko z listu gończego. Teraz przemówił, a przed laptopa z włączoną kamerką skutecznie zaprosił go Zbigniew Stonoga. Zastanawiająca i barwna postać. Stonoga postanowił udostępnić swoje spore zasięgi zbiegowi Majtczakowi, by ten przedstawił swoją wersję tragicznych wydarzeń. „Co się tego strasznego dnia, panie Sebastianie, stało?” – pyta bloger Stonoga na początku „wywiadu”, jeśli można tak nazwać nagranie, w którym Majtczak przez pół godziny sili się na sklecenie po polsku kolejnych zdań, a bloger Stonoga ogranicza się (z rzadkimi wyjątkami) do roli biernego słuchacza. – Zmierzałem swoim samochodem lewym pasem w kierunku Częstochowy i samochód marki Kia, na pustej trzypasmowej autostradzie, zajechał mi drogę – mówi Majtczak. – Ze skrajnie prawego pasa zjechał na lewy pas, którym się poruszałem. Do kolizji doszło w momencie uderzenia prawego przodu [jego auta] w lewą tylną część samochodu Kia (…). Wysiadłem i zobaczyłem płonący samochód. To był słup ognia wysoki do wiaduktu”.

Kto zna szczegóły sprawy, ma już prawie jasność: podejrzewany wszystkiemu zaprzecza i przerzuca winę na nieżyjące ofiary. Przerzuca, bo według niemal kompletnych już ustaleń prokuratury rzeczywistość wyglądała inaczej. Majtczak za kierownicą tuningowanego bmw jechał lewym pasem autostrady A1 grubo ponad 300 na godzinę (mijający go z przeciwka kierowcy zeznali później, że „pędził jak wariat”), a inni uczestnicy ruchu w pośpiechu uciekali na bok (kierowca bmw wymuszał to, mrugając długimi światłami). W pobliżu miejscowości Sierosław jadąca prawidłowo kia szykowała się do wyprzedzania lewym pasem ciężarówki i dostawczaka, gdy nagle wyrosło za nią bmw. Kierowca kii – podobnie jak wcześniej inni – zjeżdżał na prawo, ustępując miejsca szalonemu kierowcy, ale nie zdążył. Bmw, wyprzedzając kię „na żyletki”, zahaczyło prawym przodem o lewy tył drugiego auta: kia niczym kula bilardowa poleciała w prawo, obracając się wokół osi. Chwilę później z całą mocą uderzyła w ekran energochłonny i stanęła w płomieniach. Według danych z czarnej skrzynki bmw Majtczak w momencie zderzenia jechał 318 km na godz. Przez kolejny kwadrans 34-latek w białej koszulce mówi, że nigdzie nie uciekał, lecz wyjechał z Polski w celach biznesowych na wcześniej zaplanowane spotkania. Do Niemiec, a potem do Dubaju. Prokuratura nie miała nic przeciwko temu, bo wówczas, na początkowym etapie badań wraków aut, miał status pokrzywdzonego. W międzyczasie spadła jednak na niego i jego rodzinę lawina „hejtu”, gdy „ktoś ze straży albo ratownik” pokazał w sieci tablicę rejestracyjną jego auta, a w ślad za tym „pracownik firmy leasingowej ujawnił dane firmy”. Tu Majtczak długo wylicza przykrości, jakie spotkały jego rodzinę. – Kropkę nad i postawiła konferencja ówczesnego ministra sprawiedliwości, na której Zbigniew Ziobro przedstawił wstępne ustalenia śledztwa i zapowiedział „ściganie sprawcy przestępstwa” – konkluduje kierowca bmw. Wówczas Majtczak – jak twierdzi – zrozumiał, że w Polsce nie ma szans na uczciwy proces. – Ziobro zapowiedział, że z uwagi na pochodzenie mojej rodziny zrobi wszystko, by udowodnić mi winę.

W rzeczywistości takie słowa nigdy nie padły, ale Stonoga milczy, a podejrzewany 34-latek płynie w swej opowieści dalej. M.in. o „niczym nie uzasadnionym” liście gończym, zatrzymaniu w hotelu w Dubaju i koszmarnych warunkach w emirackim areszcie (zamknięty sam w celi z butelką wody na kilka dni i blisko dwa miesiące spędzone w przeludnionych celach).

Później następuje jednak zwrot akcji. Majtczak za kaucją wychodzi na wolność, a potem – już w trakcie toczącego się w ZEA procesu ekstradycyjnego – dostaje zwrot poręczenia majątku oraz paszport (!). Podejrzewany mężczyzna nie mówi, czy miało to związek z wydaniem mu przez ZEA tzw. złotej wizy i statusu przedsiębiorcy-rezydenta, o czym obszernie informowała wówczas „Gazeta Wyborcza”. Mówi za to sporo o polskiej prokuraturze, która – jeśli mu wierzyć – prowadząc śledztwo w sprawie wypadku, niemal codziennie łamała prawo. Majtczak oskarża śledczych m.in. o fałszowanie dowodów. Mieli wynajmować kolejnych biegłych, by uzasadnić z góry założoną tezę o jego winie. Ba, jeden ze specjalistów miał przyjąć za dobrą monetę odczyt danych z czarnej skrzynki bmw, podczas gdy wiedział, że urządzenie to może być wadliwe. Śledczy mieli też w tajemniczy sposób manipulować przy wraku bmw, powodując – według Majtczaka – wybuch ex post poduszki powietrznej kierowcy.

Dostaje się też władzom, które robiły wszystko, by udowodnić Emiratom, że zachodzą prawne przesłanki wydania Majtczaka Polsce. M.in. miały informować o zmianie grożącego mu zarzutu ze „spowodowania śmiertelnego wypadku” (art. 177. par. 2 kk), gdzie dolna granica kary jest stosunkowo niska (pół roku więzienia) na „spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym” (art. 173 par. 3 kk), gdzie oskarżonemu grozi od dwóch lat pozbawienia wolności. – To wszystko bzdury – mówi mec. Łukasz Kowalski, adwokat i pełnomocnik bliskich ofiar wypadku, który zna akta sprawy. – Sprawę badało kilku biegłych, w tym jeden zespół specjalistów, a ich ustalenia nie budzą żadnych wątpliwości: to Majtczak odpowiada za spowodowanie tragedii. Bujdy o zmianie zarzutów łatwo zweryfikować, bo od początku do dziś śledczy chcą postawić kierowcy bmw zarzut „spowodowania wypadku”, a nie katastrofy. Byśmy mieli komplet, dorzućmy jego kolejny zarzut, że „nie mógł zapoznać się z aktami śledztwa”. To akurat prawda, tyle że zrobił to na własne życzenie, uciekając z Polski. Jeśli wróci do kraju, będzie mógł – jak każdy podejrzany – przeczytać akta i złożyć wnioski dowodowe.

– Pan Majtczak może mówić sobie co chce, ale nie będziemy prowadzić z nim przepychanek w mediach. Czekamy na niego w Polsce – wtóruje adwokatowi prok. Anna Adamiak, rzecznik Prokuratury Krajowej. – Zamiast udzielać wywiadów, ten pan może zgodnie z prawem bronić swej wersji w ramach procedury karnej.

Pod koniec „wywiadu” prowadzący Stonoga zadaje Majtczakowi jedno z niewielu pytań: – To ile pan jechał? Przy jakiej prędkości doszło do wypadku? – 160, może 170 km na godz. – odpowiada Majtczak i powtarza opowieść o prawie pustej drodze i nagłym, niezrozumiałym manewrze kierowcy kii, który miał zjechać z prawego skrajnego pasa na lewy pas, zajeżdżając mu drogę. Stonoga nie dopytuje, dlaczego Majtczak nie zareagował na sytuację, skoro na prostej i pustej autostradzie, przy deklarowanej prędkości musiał mieć na to czas i miejsce.

Najważniejsze w „wywiadzie” Majtczaka jest jednak to, czego w nim nie ma. Kierowca bmw nie mówi ani jednego słowa na temat decyzji ZEA o jego ekstradycji do Polski. Nie mówi, czy się boi, co zamierza ani gdzie jest. To znamienne, bo według oficjalnego stanowiska polskiego rządu, prokuratury i policji ruch należy dziś do służb emirackich, które powinny zatrzymać Majtczaka i przekazać go polskiej policji. Tymczasem – choć upłynął ponad tydzień – Emiraty milczą. Czy zatem Sebastian Majtczak wciąż przebywa na terenie ZEA? Czy jego ekstradycja dojdzie do skutku? Oliwy do ognia dolał Dawid Burzacki, polski detektyw pracujący w Dubaju, który wiedział, gdzie w tym mieście mieszka Majtczak, a teraz – jak poinformował media – uzyskał informacje, że mężczyzna spod tego adresu zniknął.

Czy kolejną ucieczką – tym razem z Emiratów – 34-latek udowodnił, że można kupić bezkarność? O tym dowiemy się w najbliższym czasie. 

2025-05-26

Piotr Kraska