R E K L A M A
R E K L A M A

Herosi biznesu. Torby i plecaki Blahola zyskały popularność na świecie

Torby i plecaki Marcina Blahola znane są niemal na całym świecie. Firma istnieje prawie od dwudziestu lat i cieszy się niesłabnącą renomą. 40 proc. towaru zostaje w kraju, a reszta idzie na eksport. 

Fot. oficjalna strona firmy

Zakład znajduje się na warszawskim Mokotowie – to właśnie tu jest zagłębie biznesowe, zwane żartobliwie Mordorem, będące skupiskiem biurowców z siedzibami wielu przedsiębiorstw. Pracownia to w zasadzie dwuosobowy zakład pracy (…). Na półkach pojemniki z klamrami oraz rolki z nawiniętymi paskami, które trzeba odmierzyć, pociąć i wszyć do toreb czy saszetek. Będą one później towarzyszyć rowerzystom w Niemczech, we Francji, w Ameryce, a nawet w Japonii. Bo biznes kręci się wokół dwóch kółek.

Blahol od dzieciństwa obserwował kurierów rowerowych z ich szpanerskimi torbami, na które nie było stać nastolatków w ówczesnej Polsce. Marcin wpadł więc na pomysł, że taką torbę można sobie uszyć. Tylko z czego?

Początkowo do tego celu posłużyły zużyte banery reklamowe, ale pomysł nie chwycił, bo jakość pozostawiała wiele do życzenia. Chłopak zaczął szukać czegoś lepszego po hurtowniach kaletniczych. Znalazł firmę Wisport, która produkuje militaria (…). Używa do tego cordury – nylonowej tkaniny odpornej na deszcz, wytrzymałej na rozdarcia. Właściciel zgodził się odkrawać i odsprzedawać materiał. Pierwszą torbę Marcin uszył dla siebie, drugą dla kolegi, a kolejne zamówienia poszły jak po sznurku.

Bo nie ma to jak poczta pantoflowa. – Ktoś mnie prosił o wykonanie torby, określał kolor, rozmiar, wpłacał zaliczkę, a ja te pieniądze rozdysponowywałem na materiał: klamerki, długość pasa (…). Szyłem weekendami, bo musiałem jakoś pogodzić hobby z nauką w technikum (…). Marcin zwolnił się z biura projektowego, a za ostatnią wypłatę kupił profesjonalną maszynę do szycia. To jeszcze nie był przełom. Kluczowy moment nadszedł w 2011 roku, kiedy Warszawa zorganizowała mistrzostwa świata kurierów rowerowych (…). Firma Marcina przygotowywała nagrody dla laureatów.

Dzięki tej imprezie udało się nawiązać wiele światowych kontaktów. – Odezwał się niejaki François z Brukseli. Trafił do mnie z polecenia. Napisał maila, że szuka firmy, która wykona mu plecak wedle specyfikacji. Chodziło o konkretne wymiary, aby do środka mieściła się zapakowana pizza. Zamówił 10 sztuk, później 20 i kolejne 30 (…). Musiałem wynająć piwnicę, zatrudnić ludzi. Robota paliła się w rękach, a kapitału przybywało. Biznesowo to był złoty strzał. 

2025-04-19

E.W. na podst. wyborcza.biz