W Batumi prawosławne Boże Narodzenie. Na placu Europejskim w centrum miasta setki osób faluje w rytm skocznej muzyki. Na scenie miejscowy zespół śpiewa hity w stylu disco polo. Są kiermasze, wata cukrowa, kucyki i dmuchana zjeżdżalnia. Z boku placu, tuż na wprost siedziby autonomicznego rządu Adżarii, nastroje zgoła inne. Z ustawionych głośników wybrzmiewają dynamiczne gruzińskie pieśni patriotyczne, słychać bębny jakby wzywające do wojny, muzyka narasta, przytłacza. Dwóch starszych panów wymachuje flagami – gruzińską i europejską. W takt niepokojącej muzyki trudno jednak wymachiwać ciężkimi drzewcami. Brakuje sił, ręce mdleją, panowie szybko się męczą, odpuszczają, flagi smętnie zwisają. Przygląda się temu może z pół setki osób. To antyrządowy i proeuropejski protest w jednym z największych miast Gruzji. Kuriozum i żenada, jak cała ta „rewolucja”.
Subskrybuj