R E K L A M A
R E K L A M A

„Seks, impro, rock’n’roll, czyli historia pewnego zespołu”. Recenzja Skiby

Zawodowy teatr komedii Impro z Łodzi wkracza w kolejny sezon. To jedna z niewielu stałych scen teatru improwizacji w Polsce. Nie ukrywam, że to moje ulubione miejsce w zakątku zwanym Off Piotrkowska.

Fot. Teatr Komedii Impro

Są tu knajpy i restauracje w różnych stylach. Jedne lepsze, inne gorsze, ale teatr jest tylko jeden i to on wzbogaca artystycznie tę kolorową część miasta.

W łódzkim teatrze próbowano już różnych konwencji. Spektakle improwizowane kochają jasno określone stylistyki, choć w ferworze działań bywa, że nakreślone granice gatunkowe są, ku uciesze widowni, przekraczane. W ciągu dwóch lat działania sceny na Off Piotrkowska prezentowano historie w konwencji horroru i kryminału. Był spektakl inspirowany sztukami Szekspira i była historia kariery zespołu disco polo. Były parodie komedii romantycznej i wieczór filmowy. Były improwizowane porachunki gangsterskie, komedia omyłek i bajki dla dzieci.

Na otwarcie nowego sezonu zaprezentowano z wielkim hukiem przedstawienie o kuszącej nazwie „Seks, impro, rock’n’roll”. Intrygujący tytuł przedstawienia aktorzy wypełniają adekwatną treścią. To coś w rodzaju improwizowanego, absolutnie zwariowanego musicalu, który porywa publiczność w krainę absurdu i groteski. Jest i seks, i rock’n’roll, a przede wszystkim gromki śmiech.

Zgodnie z założeniami teatru improwizacji wszystko (łącznie z momentami bardzo zabawnymi piosenkami) jest dziełem improwizacji. Częściowo odświeżony zespół aktorski zaprezentował się w formie olimpijskiej. Komiczne pomysły przekuwane szybko w scenki, tytuły i hasła podrzucane przez publiczność, rewolwerowe wykonanie – to wszystko powoduje, że między widownią a zespołem aktorskim tworzy się tu i teraz swoista wspólnota śmiechu.

Tym razem akcja toczyła się w fabryce ryb, w której pracowników cechowała wyjątkowa nadpobudliwość seksualna. Każdy kochał się z każdym, a miejscem schadzek była… chłodnia. Trudno było zachować anonimowość romantycznych manewrów, bowiem, jak to w fabryce, wszędzie były kamery przemysłowe.

Fabryka ryb, czyli absolutnie nieoczywiste miejsce na miłosne igraszki, okazuje się motorem poważnych przemian. Duchowej wewnętrznej rewolucji doznaje sam właściciel fabryki, który zamienia się w króla mórz Neptuna. Ryby, które, wiadomo, głosu nie mają, nagle zostają do głosu dopuszczone i świat może już wyglądać inaczej, bo od ryb dowiaduje się, że morza i oceany są potwornie zanieczyszczone.

Dawno, dawno temu, w czasach PRL, tuż przed świętami Bożego Narodzenia grupa dowcipnisiów urządziła przed sklepem rybnym happening, rozwijając transparent z napisem „Uwolnić karpie! Zamknąć grube ryby!”.

Do uwolnienia karpi jeszcze daleko, ale grube ryby to już powoli wsadzają. 

2024-10-23

Krzysztof Skiba