R E K L A M A
R E K L A M A

Listy do redakcji Angory (29.09.2024)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„Bóg – Honor – Ojczyzna!” 

Mój Bóg jest „mojszy”

Mój Bóg jest lepszy niż twój, chciałoby się zawołać po lekturze tekstu Księdza w cywilu, czyli Kryspina Krystka, w 35. numerze ANGORY pt. „Bóg – Honor – Ojczyzna!”. Może jednak po kolei. Autor przekonywająco udowadnia na swój sposób, że nauczanie religii to element wychowania patriotycznego, bo hasło „Bóg – Honor – Ojczyzna!” tak wiele znaczyło dla minionych pokoleń i tak wiele pozytywnych skutków przyniosło. Niewątpliwie Kościół ma zasługi w walce o niepodległość, a także – to pamiętamy najlepiej – w walce z komuną. 

Spuśćmy zatem zasłonę milczenia na te artefakty z życia Kościoła, które temu przeczą, jak chociażby potępienie przez papieża Grzegorza XVI powstania listopadowego i nawoływanie do posłuszeństwa caratowi. Każdy, także Kościół, a może Kościół zwłaszcza, ma słabsze momenty, to znaczy takie, w których trzyma z silniejszymi. Wystarczy cofnąć się kilka miesięcy i przypomnieć sobie jasnogórskie pląsy władzy. Pan Krystek pisze o naszej przynależności do chrześcijańskiego Zachodu.

W sytuacji, gdy obserwujemy tam masowe odejście od wiary, może powinniśmy zwrócić się na Wschód, gdzie Cerkiew moskiewska otwarcie błogosławi rosyjskie drony wysyłane na Ukrainę, by tejże Ukrainie zamknąć drogę na tenże Zachód? Ja tylko pytam. Pisze p. Krystek o „praktycznym” problemie: co zrobić z katechetami w razie zmniejszenia wymiaru lekcji religii. Źle wyraża się o propozycji, by przekwalifikowali się i nauczali innych przedmiotów, co jest o tyle dziwne, że wszak nauczycieli brakuje, więc o pracę nie byłoby trudno. Nie dziwię się podejściu Autora, bo uczenie czegoś poza religią wymaga jednak gruntowniejszej wiedzy, ciągłego doskonalenia się i konfrontacji z innymi nauczycielami, a nawet z wiedzą uczniów.

Postawienie szóstki z religii nie jest aż tak skomplikowane, a dla ucznia nietrudne do osiągnięcia. Jakie są skutki nauczania religii przez ostatnie kilkadziesiąt lat, możemy zaobserwować gołym okiem w kościołach, seminariach duchownych, zakonach. Skutki finansowe są za to bardzo wymierne. Z dokładnością do jednego złotego można policzyć, ile milionów kosztuje rocznie nauczanie czegoś, co nauką nie jest. Rozumiem zatem troskę o utratę zarobków przez dzisiejszych katechetów, nawet w przypadku, gdy lekcje religii nie będą likwidowane, tylko łączone. Moja odpowiedź jest prosta: a czy ktoś martwił się o dochody tysięcy hutników, stoczniowców, pracowników PGR-ów, gdy masowo zwalniano ich z pracy i likwidowano całe branże?

I teraz wracamy do początku. „Idea świata bez religijnej busoli prowadzi do kryzysu człowieka poruszającego się jak we mgle…” – pisze p. Krystek. I dalej: „Kiedy z naszego otoczenia znikną kościoły, z pewnością pojawią się wieże minaretów…”. Nie chodzi zatem o wychowanie bez Boga, ale o wychowanie w duchu „naszego” Boga. Boga, który ma białą skórę, jest blondynkiem z niebieskimi oczkami, a jego matka pochodzi spod Częstochowy. Sorry, że ironizuję, ale czyż nie taki obraz Boga wynoszą z lekcji religii dzisiejsi podopieczni katechetów, skoro niechęć do ludzi kolorowych, do innych orientacji seksualnych czy wyznań jest paliwem partii wspieranej przez Kościół? Czyżby katecheci na lekcjach religii mówili coś innego? Tekst p. Krystka potwierdza tezę, że wrogiem Kościoła nie jest ateizm. Śmiertelnym wrogiem są inne wyznania. Może właśnie o tych innych wyznaniach też uczyć w szkołach, czyli uczyć religioznawstwa w szkołach, a religii w salkach katechetycznych? NARCYZ WASZKIEWICZ

PS Pewnie nie wysłałbym tego listu, gdyby p. Krystek nie rozsierdził mnie wręcz tekstem w 36. numerze ANGORY, w którym w sposób nieelegancki, wręcz chamski, zaatakował czytelnika mającego inne niż on zdanie na temat nauczania religii. Cóż, tacy są księża, nawet jeśli „w cywilu”. 

Na miskę ryżu 

Jeśli ktoś sądził, że wakacje w jakiś cudowny sposób otrzeźwią i przewietrzą umysły polityków, dziennikarzy i komentatorów w opisie i postrzeganiu naszej rzeczywistości, to pozwolę sobie zauważyć, że stało się odwrotnie. Nieformalna, kolejna piąta władza – czyli media społecznościowe, niekontrolowane już chyba przez nikogo, sypią fałszem, przekleństwami, łaciną, a nawet obcymi słowami zrozumiałymi tylko dla nielicznych. Ale ja apeluję do wielu (na szczęście nie wszystkich) dziennikarzy i komentatorów. Łacina nie łacina, angielski nie angielski, trzymajcie się języka rodzimego bez względu na okoliczności. Nie „epatujcie” obco brzmiącymi słowami, aby pokazać, jacy to jesteście elokwentni. 

Nie jestem filologiem, tylko byłym żołnierzem, ale razi mnie zastępowanie polskich słów anglicyzmami lub amerykanizmami. Irytują mnie te dedlajny, dosy i don’ty, implementacje, aplikacje, translatory itp., wynikające najczęściej z braku znajomości polskich słów. Rozumiem wprowadzanie nowego terminu, jeśli jest taka potrzeba, bo przedmiot lub termin nie istniały do tej pory (np. w wojsku). Ale używanie angielskiego słowa z polską deklinacją czy koniugacją uważam za niechlujstwo językowe i pewien intelektualny prymitywizm. Jednak nie językowym prymitywizmem, lecz prymitywizmem w działaniu jest odwoływanie się PiS do swoich zwolenników o wpłaty na partię. Przecież wybrani w Sejmie PRZEZ NICH członkowie PKW na podstawie PRZEZ NICH zmienionego w 2017 r. prawa wyborczego chcą im zabrać dotacje i subwencje (słowo polskie) finansowe. Skoro odwołują się do wyborców, to znaczy, że mają pełną świadomość zła, jakie uczynili wobec wszystkich, bez wyjątków. 

I ciekawostka. Jeszcze szef PKW sędzia Marciniak nie zakończył konferencji po posiedzeniu w czwartek 29 sierpnia po południu, a już podano numer konta do wpłat na ratowanie PiS. Do soboty 31 sierpnia zebrano ponad 2 mln zł w myśl peerelowskiej maksymy: „Towarzysze po dysze, towarzyszki po dwie dyszki, a reszta hołoty po pięć złotych”. Co prawda Mariusz Błaszczak rozkazał, po ile mają płacić posłowie (nie mniej niż 1 tys. zł) oraz europosłowie (nie mniej niż 5 tys. zł), więc włączając ich wyborców (7,6 mln) i powyższe hasło, mogliby zebrać grubo ponad 200 mln zł – gdyby oczywiście zapłacili, ale tak nie będzie. A dlaczego ta zbiórka to prymitywizm? Ponieważ ci, którzy dużo zapłacą, będą niedługo wymagać konkretów, a nie przekładanki z jednej kieszeni do drugiej. Od średniowiecza potrafimy rozliczać z pieniędzy danych za friko (lub nie) najlepiej w Europie. Wówczas podpalano, wieszano i cięto szablami.

A jak będzie dzisiaj? Nie wiem. Mój sąsiad, ich zwolennik, powiedział mi: „Dałbym na konto nawet tysiaka, ale oni przyzwyczajeni są do milionów”. Na koniec jako były żołnierz nie będę używał słów z młodości i szkolenia nawet niepiśmiennych (i tacy bywali) rekrutów w stosunku do Zwierzchnika Sił Zbrojnych. Ten obywatel nie raczył przybyć na ostatnią w jego kadencji uroczystość obchodów 85. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej na Westerplatte. Wolał być w Wieluniu, gdzie spadły pierwsze bomby na cywili, nie żołnierzy, i znowu mówić z pauzami, co mu ślina na język przyniosła.

Smutne to, bo jego apele do narodu i wojska nie przejdą nigdy do historii. To nie mąż stanu, to mąż swojej żony. I jeszcze jedno. Gdyby ktoś nie wiedział, co napisać na blankiecie pocztowym lub w internecie w rubryce „Tytuł przelewu”, to piszemy: „Na miskę ryżu”. To po polsku, mimo że ryż u nas nie rośnie. TERMINATOR

Baby górą!

Opadły emocje po paryskich zmaganiach, można pogadać spokojnie. Jak ja się cieszę, że nasze kobiety okazały się: bardziej przebojowe?, zdyscyplinowane?, solidniejsze? lepiej przygotowane od obecnych tamże przedstawicieli płci przeciwnej? Jak zwał, tak zwał, ważne, że to one zdobywały medale i zajmowały wysokie lokaty w tym wyścigu sprawności. Udowodniły, że z babami należy się liczyć! Ale czy tylko na polu sportowym? Uważam, że w polityce i zarządzaniu krajem także!!! Nie wszystkim jednak to odpowiada. Otóż Prezes Pan parę dni temu swymi usty ogłosił, iż ino facet może zostać prezydentem naszego kraju. Nie zadziałał nawet przykład USA, gdzie z powodzeniem jest na taki urząd lansowana baba! Kandydat musi także posiadać określone „parametry”. 

Parędziesiąt lat wstecz nieodżałowany Marian Załucki stwierdził coś wręcz przeciwnego: „Mężczyźnie nie trzeba urody. Mężczyzna nie musi być młody (…). Z mądrością to także przesądy. Intelekt to – dziecko – nie wszystko. Mężczyzna nie musi być mądry – wystarczy, jak ma stanowisko”. I to, niestety, by się zgadzało z naszą rzeczywistością dotyczącą zajmowania wysokich stanowisk. Wystarczy posłuchać tego, co powiadają nam niedawni rządziciele krajem o sobie i wykonywanej pracy. Głównie padają słowa: nie wiem, nie pamiętam, nie znałem, prawa nie łamałem (bo sam je sobie stworzyłem). Ot, taka ciekawostka przyrodnicza w kraju nad Wisłą. Aż żal patrzeć i słuchać, jak, rządząc, się męczyli i jacy byli nieszczęśliwi. Pozdrawiam BABCIA HELENKA

Parę uwag o codzienności

Kacyk Putin mówi: „Ukraińcy to nie naród, a ogłupiona przez faszystów część Rosjan”. Stąd w domyśle: Ukraina to Rosja. I, za zgodą (do lata 2022 r.) Zachodu, podbija ją od 2014 r. Armii ukraińskiej brak ludzi, a Ukraińcy nie chcą walczyć; kryją się za granicą, bo „wojna be”; bo co mają z Ukrainy itp. Więc pytam: Jeśli mimo wsparcia Zachodu nie chcą bronić ojczyzny, to co mają o tym sądzić światowe demokracje i kacyk Putin? W 1806 r. Napoleon Bonaparte obraził nas, mówiąc: „Obaczę, czy Polacy są godni być Narodem”.

A my o wolność walczyliśmy już od 1794 r.! Nawet najlepszy sprzęt sam wojny nie wygra. Więc pokażcie, Ukraińcy, na polu walki, czy czujecie się narodem. Inaczej szkoda forsy. Ale WSZYSCY mają pamiętać: bez pełnej klęski Putina czeka nas, prędzej czy później, „Monachium 2” i III wojna światowa. Bo Putin to Hitler, Xi to Tojo. A są jeszcze Kim, Iran itp. Druga uwaga: czemu PSL nie tworzy z PiS rządu? Programowo to prawie to samo. Tylko PSL nie chce dyktatury i ma kulturę. Ale to za mało do rządu „Koalicji 15 października”. Za to dużo do jego paraliżu i ułatwienia PiS powrotu do władzy. Wiem, że PSL ma „wartości”. 

Ale co Polakom z sejmowych i zarządowych gaży PSL, gdy ten w ważnych sprawach IV RP kieruje się zdaniem biskupów rzymskich? Uczciwiej by zrobił, przestając z Kaczyńskimi i KPN. Inne pytanie – o cyrk z rzymską religią w polskiej szkole. Problem w tym, że politycy IV RP NIE CHCĄ widzieć, iż RP i Kościół rzymski to dwa OBCE państwa. Nasze, piastowskie nad Wartą i Wisłą, powstało już w 940 r. Zamiast pyskówki należy przeprowadzić referendum w sprawie relacji RP – Kościół rzymski. Nawet przy 100-procentowym rozdziale Kościoła od państwa Bóg i Wiara tylko zyskają, bo politycy skończą kryć nimi oszustwa. Pensje katechetów: kościelni do 31 sierpnia 2025 r., świeccy rok dłużej. Nie są winni frajerstwu Samsonowicza z Mazowieckim. Kolejna rzecz to prawa obywateli. OK, zgadzam się, że wszyscy mają mieć równe. Dajmy mniejszościom równouprawnienie i ochronę przed świeckimi durniami i kościelnymi łgarzami. Ale nie układajmy życia państwa według potrzeb 4,5 – 7 proc. społeczeństwa! 

Każda przesada musi budzić sprzeciw. Zwłaszcza w czasie sporu politycznego krytego „moralnością” i „wartościami”, czy Polacy zrzucą narzuconą w 1606 r. kuratelę biskupów rzymskich, czy dalej będą pod ich butem. Dotyczy to także realnego równouprawnienia kobiet. Prawa i bezpieczeństwo – TAK. Cyrkowanie i robienie z kobiet monstrów – NIE. Rzecz nie polega, pod hasłem równych praw, na zerwaniu związków między płciami, lecz na równej, uczciwej współpracy. Uzmysłowienie tego jest również rolą szkoły. Co do niej, to robienie z Henryka Sienkiewicza rasisty jest bzdurą. Nazwa „Murzyn” istnieje od setek lat. Podobnie jak: „żółty” i „biały”. Nie ma tu nic obraźliwego. Wątpię też, by zastąpienie Sienkiewicza, Mickiewicza itd. Panią Tokarczuk wpłynęło na czytelnictwo. Znakomita większość młodych „czyta” komórki. A tam raczej nie ma nic kształcącego.

Zastanówmy się nad wynoszonym ostatnio „bożkiem” cyfryzacji oświaty. Bo gdzie będzie miejsce na myślenie, pisanie, rozwijanie wyobraźni? Na koniec: Unia Europejska to 27 państw o różnych interesach. Dotyczy to także Polski. Więc, będąc w Unii, realizując ogólne cele, myślmy i o sobie. Początki Polski to 850 r. W Europie jesteśmy od ok. 945 r. W Unii od maja 2004 r. Zdrowy egoizm nie wyklucza współpracy. PIOTR J.

Z sąsiadami zawsze żyliśmy na bakier…

Mam blisko 82 lata, uważam się za gorącego patriotę i nie mogę pogodzić się z tym, co wyprawiają nasi władcy. Są to ludzie z dawnej opozycji, których Amerykanie w różny sposób karmili (gotówką, paczkami…). Trzeba teraz być posłusznym. Putin u bram, a więc musicie się zbroić, kupując niezmiernie drogi sprzęt u Amerykanów. Boże, ile my pieniędzy wydajemy na sprzęt wojskowy! Rosjanie opuścili nasz kraj bez jednego wystrzału (kłaniam się Panu Wałęsie!). Gdyby Rosjanie uznali, że stwarzamy dla nich zagrożenie, to mają na wszelki wypadek wielką liczbę głowic nuklearnych. Na terenie naszego kraju życia nie będzie setki lat, o nas, Polakach, wspominał nikt nie będzie…

Jestem gotowy oddać połowę emerytury temu, kto wskaże powody napaści Rosji na Polskę. Historia nam przypomina, że z sąsiadami zawsze żyliśmy na bakier. Czesi, Niemcy, Rosjanie byli nam wrogami. Ukraińcy też nie byli przyjaciółmi… Zapamiętał ich mój ojciec z powstania warszawskiego. Teraz im pomagamy. Ale sądzę, że to porachunki jeszcze rodem z ZSRR, i jak się źle podzielili, to teraz są skutki. Jeszcze kilka słów z innej beczki. Pan premier Kosiniak-Kamysz robi, co może, aby koalicję rozbić. W sprawie aborcji mówi, że jest przeciw zabijaniu nowo poczętego życia. Przy „korytku” zaś jest ministrem obrony narodowej.

Cieszy się jak dziecko. Broni, broni, potrzeba nam jak najwięcej broni! To, co kupuje, to nie są atrapy na kapiszony, ale sprzęt wojskowy do zabijania ludzi. Jak mówi o wysyłaniu na Ukrainę miliona sztuk amunicji, dla mnie oznacza to, że milion ludzi może zginąć. Czyż nie, Panie Kosiniak? Wystarczy dodać hasełko o niepodległości i już można zabijać. Polskie kobiety przez takich jak Pan doktor nauk medycznych Kosiniak muszą być skazane na cierpienia, a czasem na śmierć. Mogą za to wychodzić za mąż wiele razy – Kosiniakowi to nie przeszkadza. Aborcja – nie, bo w razie połączenia z PiS-em byłby kłopot… Znamy was, chłopy (może – chłopcy?). BOGDAN P.

Co z tą aborcją?

Pewnego razu Proboszcz, Pastor i Rabin spotkali się w parku i wywiązała się dyskusja na temat życia. Kiedy rozmowa zeszła na początek życia, Proboszcz stwierdził: „Ale wiecie, że życie zaczyna się w chwili poczęcia”, na co Pastor odpowiedział: „Mylisz się, przyjacielu, życie zaczyna się, gdy dziecko przychodzi na świat”. A Rabin podniósł ręce, spojrzał w górę i powiedział: „Obaj jesteście w błędzie, życie zaczyna się, gdy dzieci wyniosą się z domu i masz spłacone kredyty”. Krotochwilna anegdota i niepozbawiona sensu. Każdy z rozmówców jest pewny swoich racji, ale nie przytacza żadnych merytorycznych argumentów – o racji decyduje światopogląd.

Niestety, w polskiej przestrzeni publicznej w podobny sposób kształtuje się dyskusja w przedmiocie możliwości dokonywania przerwania ciąży. Tak zwani obrońcy życia opierają swoją argumentację wyłącznie na własnym światopoglądzie, a ich oponenci nie są w stanie odpowiedzieć przy użyciu merytorycznych, naukowych argumentów i zdrowego rozsądku. Moim skromnym zdaniem największym nieszczęściem, być może wcześniej zaplanowanym, było nazwanie rozwiązania uchylonego przez trybunał Julii Przyłębskiej kompromisem aborcyjnym.

Nie wiem, kto taką nazwę wymyślił, ale na pewno podtrzymywanie tego określenia leżało i leży wyłącznie w interesie tak zwanych obrońców życia, ponieważ przenosi dyskusję ze sfery naukowej i merytorycznej do sfery światopoglądów i wierzeń. Co więcej, określenie „kompromis” kłóci się z fundamentami prawa, które nie może opierać się na kompromisach i odstępstwach. Art. 38 Konstytucji brzmi: „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”. No dobrze, ale jak należy to rozumieć? Czy Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę do dowolnie wskazanego przez niego życia? 

Interpretacja taka pozwalałaby mi domagać się ochrony np. liści sałaty, które przecież żyją. Aby art. 38 miał sens, należałoby go rozumieć tak: każdemu człowiekowi Rzeczpospolita Polska zapewnia prawną ochronę życia – jego życia. Pozostaje do rozstrzygnięcia tylko jedna kwestia, której Konstytucja nie definiuje – kiedy mamy do czynienia z CZŁOWIEKIEM? Czy o tym rozstrzygnięciu powinien decydować światopogląd lub wierzenia, podobnie jak w przytoczonej na początku listu anegdocie? 

Nie bardzo, wszak Konstytucja gwarantuje każdemu swobodę zarówno światopoglądów, jak i wierzeń, więc idąc tą drogą, od razu powodujemy niemożliwy do rozstrzygnięcia konflikt na skalę ogólnospołeczną. Nie byłoby to też zgodne z istotą prawa, które jest ze swojej natury nauką ścisłą, nieznoszącą wyjątków, odstępstw i kompromisów. Prawo, aby dawało obywatelom stabilną podstawę egzystencji, musi być spójne, nie może zawierać rozstrzygnięć opartych na przesłankach niemerytorycznych, ponieważ takie rozwiązanie grozi – czego doświadczyliśmy w praktyce – zmianą prawa po zmianie osób, które mogą wpływać na jego kształt. Polsce nie jest potrzebna żadna ustawa aborcyjna oparta na jakichś kompromisach. 

Polska potrzebuje ustawy o ochronie życia, która będzie przedłużeniem art. 38 Konstytucji i w zupełności wystarczy, by składała się ona z dwóch artykułów: Artykuł pierwszy musi definiować, kiedy mamy do czynienia z Człowiekiem. Ustawa musi jasno stwierdzać, kiedy zespół komórek rozwijający się w łonie kobiety staje się człowiekiem, tym samym podlega ochronie życia zgodnie z art. 38 Konstytucji – i tyle. Do okreś lenia tego stanu powinno być użyte jasne i łatwe do stwierdzenia kryterium, np. pierwsze uderzenie serca lub określona, możliwa do zmierzenia aktywność mózgu – i wsad do tej definicji powinien mieć podłoże wyłącznie naukowe! Drugi artykuł ustawy o ochronie życia powinien rozstrzygać, jak ma postępować lekarz, gdy zagrożone jest życie i matki, i dziecka. Ustawa musi nakładać obowiązek jak najszybszego chirurgicznego wyjęcia płodu i umieszczenia go w inkubatorze.

Lekarz nie może zwlekać z decyzją albo zasłaniać się swoimi światopoglądami czy też wierzeniami, maskując najczęściej swoją niekompetencję – ma obowiązek ratować obydwoje pacjentów i… koniec, kropka! Mam nadzieję, że posłowie zdołają uchwalić brakującą w polskim obiegu prawnym ustawę o ochronie życia, której nawet obecny prezydent nie odważy się odmówić podpisu. POL ANONIM 

2024-09-27

Angora