Co rusz wywołuje jakieś zamieszanie. Wzbudza medialne zainteresowanie! Broni się przed przejściem w stan spoczynku! Nie cieszy go perspektywa błogiego, niezakłócanego problemami wiernych, spokoju! Nic z tych rzeczy. Ba, z tego, co klechy pokątnie w Krakowie gadają, Jędraszewskiemu nie sprawi też zbytniej przyjemności codzienne, wspólne odmawianie koronki z książętami Kościoła katolickiego. Nie będzie go również rajcowało bycie jednym z wielu przedstawicieli owej zmurszałej katoarystokracji!
Jędraszewski jest z tych hierarchów mających gdzieś status zwykłego członka duszpasterzy zrzeszonych w klubie geriatrycznym Złota Jesień Ziemskich Namiestników Pana Boga! To dla niego żaden cymes! On jest gwiazdą – biskupem zakochanym w sobie ze wzajemnością! Marek, dla dobrego samopoczucia, potrzebuje kontaktu z żywą widownią, odpowiedniego dla swoich występów anturażu i oczywiście aplauzu – burnych apładismientow prochadiaszczych w owacju, wsie wstajut! Tylko wtedy micha mu się cieszy – odzyskuje wigor i zapał do ewangelizacji!
Ostatnio Jędraszewski dał się poznać jako nieprzejednany zwolennik trwałości, nierozerwalności związku małżeńskiego. Dla tego ortodoksyjnego purpurata nie ma takich okoliczności, które usprawiedliwiałaby rozwód. Były powodem do rozpadu małżeństwa – zerwania więzi zaślubionej w obliczu Boga pary. „Należy trwać w małżeństwie, a zdrada może być okazją, by STAWAĆ się WIERNYM JESZCZE BARDZIEJ! W przysiędze małżeńskiej nie jest napisane – opuszczę cię, gdy mnie zdradzisz!”.
Zgadzam się z Jędraszewskim! Powiem więcej, im częściej będziemy zdradzali swojego poślubionego partnera, tym większe prawdopodobieństwo, że będziemy stawali się jeszcze bardziej WIERNYMI! Jędraszewski sprzeciwia się tym wszystkim fioletowym beretom głoszącym: Co Bóg złączył, biskup może rozłączyć!