Nie miała większych kłopotów w szkole, choć nauka nie była jej pasją. Lubiła towarzystwo rówieśników. Sporo czasu poświęcała Pawłowi, chłopakowi mieszkającemu w sąsiedztwie. Z nim to najczęściej spotykała się po szkole. Sąsiedzi uważali ich za parę zakochanych.
Nikt nie wiedział, że Monika poznała w tym czasie o wiele lat starszego od siebie obywatela jednego z afrykańskich państw. Kiedy i jak często spotykała się z nim, tego nie udało się ustalić.
Znajomość utrzymywana była w tajemnicy, więc dziewczyna nie popsuła sobie kontaktów z Pawłem. W tym czasie Monika bardzo się zmieniła. Matka zauważyła, że jej córka staje się coraz bardziej skryta. Nie wiemy, czy to znajomość z obcokrajowcem spowodowała tę zmianę zachowań. 18 marca 1987 roku doszło do zasadniczej rozmowy z matką. Kobieta podejrzewała, że podłożem zmian w zachowaniu córki był zły wpływ na nią jej chłopaka Pawła. Zaproponowała, że zostawi jej na cały dzień puste mieszkanie, aby ta mogła w spokoju rozmówić się z Pawłem. Monika jednak nie spotkała się z nim, czy też raczej nie chciała się z nim spotkać. Tego samego dnia około godziny 20 wyszła z mieszkania. Zostawiła kartkę: Zaraz wracam.
Około 21 rodzice zaczęli się denerwować. Kontaktowali się ze znajomymi córki, ale nikt nic nie wiedział. Przeszukali pokój Moniki; w szufladzie biurka leżał kalendarzyk, z którego wynikało, że Monika powinna urodzić dziecko w drugiej połowie sierpnia. O północy zawiadomili milicję o zniknięciu. Kilkanaście godzin poszukiwań nie dało rezultatu. Milicjanci nie zdobyli też żadnych rzeczowych informacji. Można rzec, że Monika zapadła się pod ziemię, choć wszystko wskazywało na jej ucieczkę z rodzinnego domu.
Dwa dni później Paweł znalazł w skrzynce list od dziewczyny. Na kopercie była pieczątka nadania w Łodzi z datą 19 marca. Paweł! Kocham Cię bardzo. Przepraszam za to, co się stało i za to, że chciałam Cię pogrążyć. Mam nadzieję, że mi wybaczysz i jakoś ułożymy sobie życie. Żegnam. Twoja Monika. PS Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Jak wykazała ekspertyza, list ten napisała dziewczyna.
Minęło pięć dni, kiedy to siostra Moniki ze skrzynki wyjęła list wysłany 23 marca. Pisany był najprawdopodobniej przez cudzoziemca: Drodzy Państwo! Monika jest cała i zdrowa. Dziecko jest moje, ona nie chciała mi psuć życia, bo ja jestem żonaty i mam dzieci. To jeszcze nie problem – tylko że ja nie jestem biały. Nie chce wracać do domu i mam dużo pieniędzy i opiekę wezmę nad Moniką. Your Friend.
4 kwietnia 1987 roku do państwa Albinów dotarł kolejny list, tym razem nadany w Warszawie dwa dni wcześniej i pochodzący najprawdopodobniej od wspomnianego wyżej cudzoziemca: Drodzy Państwo! Proszę Monikę zostawić w spokoju. Ona chce usunięcia dziecka i zaczęcia nowego życia. Jest zdrowa i zmieniła się, ścięła włosy i zrobiła białe. Ja daję zgodę na usunięcie dziecka.
8 kwietnia przyszedł telegram z Warszawy. Zawierał zaledwie cztery słowa: „Wszystko w porządku całusy Monika”. Jak wykazała analiza oryginału nadanego telegramu – nie pisała go Monika. Od tego dnia nie dotarła już żadna wiadomość ani od dziewczyny, ani od obcokrajowca. Między 23 a 25 marca widział Monikę sprzedawca kiosku Ruchu położonego w holu wieżowca przy ulicy Grzybowskiej w Warszawie. Kiedy dotarła tam milicja, nie było już śladu po Monice i jej towarzyszu.
Niepotwierdzone do końca informacje wskazywały na to, że Monika na początku czerwca przebywała w towarzystwie cudzoziemca na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Krótkometrażowych, który odbywał się w kinie Kijów w Krakowie. Od tego czasu nikt nie widział Moniki Albin. Dziewczyna przestała się kontaktować z rodziną, co może wskazywać, że stało się coś tragicznego.
Mimo przeprowadzonych różnych przedsięwzięć śledczych i operacyjnych milicji i późniejszej policji nigdy nie udało się rozwiązać zagadki zaginięcia Moniki. Od tych tragicznych wydarzeń upłynęło już 37 lat.