Szkoła nie dla uchodźców
Wyrwane ze szponów wojny ukraińskie dzieci brną w Polsce przez wersy „Pana Tadeusza” czy „Quo vadis” albo ich dręczymy starotestamentowymi pieśniami w archaicznej polszczyźnie. Wielu uczniów nawet nie chce się przekonywać, czy polska szkoła im się przyda – uczą się zdalnie w ukraińskich albo tylko udają, że się uczą.
Piętnastoletnia Ivanna jest dobra z biologii, chemii i fizyki. Chce iść na medycynę. U nas, bo w Ukrainie na bezpłatne studia mają szansę bardzo nieliczni, najwybitniejsi kandydaci. Poza tym cała jej rodzina zamierza zostać w Polsce. Lecz najpierw Ivanna musi zdać do liceum. W swoim kraju skończyła osiem klas, więc niby nic nie stoi na przeszkodzie, a jednak…
Tylko szkoła podstawowa oferowała tak zwane klasy przygotowawcze z językiem polskim dla obcokrajowców. Tym samym na drodze do sukcesu Ivanny stanął polski egzamin ósmoklasisty. Trzeba
go zaliczyć na dobrym poziomie, jeśli chce się walczyć o dobre liceum (…). W różnowiekowej klasie, pośród m.in. 12-letnich dzieci, Ivanna stara się nadrobić niezawinione zaległości (…). Nauczyciele wyrozumiale podsuwają jej streszczenia lektur i 15-latka gorliwie brnie przez romantyczny polski mesjanizm (…). Do egzaminu zostały cztery miesiące. Cały ten czas Ivanna dzieli między lekcje w polskiej szkole i te zdalne – w ukraińskiej. W każdej teoretycznie po siedem – osiem godzin dziennie.
Urlop na psa czy kota. Szaleństwa ciąg dalszy. Mam rozumiec, że na szczeniaki i kocieta będzie z 200+? Tak na karmę, żwirek i smyczkę… Koniec świata. 🤷♂️
— Jakub Kużdżał (@j_kuzdzal) March 7, 2023
Subskrybuj