PiS krytykuje ustawę o wiatrakach. Wskazuje na wywłaszczenie

Politycy PiS nie pozostawiają suchej nitki na tak zwanej "ustawie wiatrakowej", wskazując, że spowoduje ona zabranie własności prywatnej. Przez długi czas jednak partia PiS nie zrobiła zbyt wiele, jeśli chodzi o rozwój energii wiatrowej.

Fot. Flickr

„Ustawa wiatrakowa”. O co w niech chodzi?

Kluczowym elementem całej afery związanej z wiatrakami jest tak zwana „ustawa wiatrakowa”. Posłowie z Polska 2050-TD i KO złożyli w Sejmie projekt zmiany ustawy mającej na celu wsparcie odbiorców energii. W projekcie proponują oni przywrócenie obliga giełdowego i liberalizację zasad budowy farm wiatrowych. Projekt ten wywołał wiele komentarzy i jest już krytykowany.

Zgodnie z projektem przepisy ustawy wprowadzają zmiany w zakresie minimalnej odległości elektrowni wiatrowej od zabudowy mieszkalnej i parku narodowego. Projekt zakłada, że lokalizacja inwestycji w elektrownię wiatrową będzie uwzględniać odległość elektrowni od terenu podlegającego ochronie akustycznej, w zależności od maksymalnego poziomu hałasu emitowanego przez elektrownię wiatrową.

W uzasadnieniu projektu proponuje się, aby lokalizacja budowy elektrowni wiatrowej była uzależniona od poziomu hałasu, jaki emituje. Cichsze wiatraki mogłyby być zlokalizowane bliżej zabudowań, natomiast te głośniejsze powinny być umieszczone znacznie dalej, aby nie powodować uciążliwości.

Dla elektrowni emitujących maksymalnie 103 decybeli, minimalna odległość od zabudowy jednorodzinnej wynosi 300 lub 400 metrów. Aktualne przepisy stanowią, że turbiny wiatrowe muszą być zlokalizowane co najmniej 700 metrów od zabudowań, a odległość ta jest mierzona od granicy terenu, a nie samego wiatraka.

Do projektu odniósł się dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej” Tomasz Żółciak. Napisał on na Twitterze:

Z zapowiedzi wynikało, że będzie to elegancki w swojej prostocie projekt, tymczasem znajdujące się w nim wrzutki brzydko pachną lobbingiem konkretnych środowisk. Rację mają mówiący, że szykuje się chyba pierwszy legislacyjny skandalik w Sejmie X kadencji.

PiS straszy i wytyka lobbing

Sprawa wiatraków nie umknęła uwadze politykom PiS-u, którzy ostro skrytykowali projekt.

Michał Dworczyk wyraził swoje obawy. Według niego, projekt ten przewiduje m.in. obowiązkowe wywłaszczenia pod budowę farm wiatrowych, a także umożliwia budowę turbin wiatrowych w odległości nawet 300 metrów od prywatnych nieruchomości. Dworczyk zwrócił uwagę, że takie zapisy mogą być szkodliwe dla Polaków, ale korzystne dla biznesu, zwłaszcza zagranicznego. Dworczyk ponadto sugeruje, że KO może próbować spłacić dług wobec Niemiec. Jego zdaniem finalnie w tej sposób uda się wycofać 15 mld zł z Orlenu, zatrzymując budowę elektrowni jądrowych SMR, aby Niemcy mogli budować wiatraki w Polsce, gdzie tylko chcą.

Rafał Bochenek, rzecznik PiS, także ocenił i na Twitterze, że afera wiatrakowa jest dowodem na to, kogo interesy reprezentuje w rzeczywistości Koalicja Oszustów. Zdaniem Anny Zalewskiej projekt „ustawy wiatrakowej” stanowi wielopłaszczyznową katastrofę, zaś przygotowany dokument nadaje się do tylko do wyrzucenia i nie da się go w żaden sposób poprawić.

Arkadiusz Mularczyk, zastępca szefa MSZ, wyraził swoje obawy, że opozycja atakuje Orlen, który według niego jest gwarantem bezpieczeństwa energetycznego Polski. Zauważył, że w zamian za to opozycja proponuje Polakom wywłaszczenia pod zakup używanych turbin wiatrowych z Niemiec.

Wiatraki będzie można budować 300 m od waszego domu. Jeśli wam się to nie będzie podobało albo jeśli jakiś inwestor, zapewne zagraniczny, zakocha się w waszej działce będziecie mogli zostać wywłaszczeni, by sobie postawił tam wiatraki – napisał z kolei wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.

Szef MEiN Krzysztof Szczucki zapowiedział, że zgłosi wniosek do prokuratury regionalnej oraz Centralnego Biura Antykorupcyjnego, aby te instytucje zbadały, kto jest odpowiedzialny za projekt ustawy dotyczącej cen energii. Zakłada przy tym, iż za decyzjami posłów ukrywa się jakaś firma.

Takich wypowiedzi polityków PiS jest znacznie więcej. Duża część z nich pod względem argumentacji odnosi się do podobnych zagadnień. Należy zatem zastanowić się, czy jakikolwiek zarzut, który padł pod adresem koalicji chcącej wprowadzić „ustawę wiatrakową”, ma jakikolwiek sens.

Co ma Zalewska do wiatraka?

Na pewno bardzo interesujące jest to, że o „aferze wiatrakowej” wypowiedziała się Anna Zalewska. Cofnijmy się do lat wcześniejszych. Polityczka dała się wówczas poznać jako osoba mająca z wiatrakami olbrzymi problem, a wręcz je nienawidząca.

Prawo i Sprawiedliwość wykazywało mocne zainteresowanie węglem. Jednocześnie wydawało się być przeciwnikiem elektrowni wiatrowych. W 2016 roku, głównie za sprawą posłanki Anny Zalewskiej, wprowadzono surową ustawę przeciwko tymże wiatrakom. Ten akt prawny ograniczał budowę nowych turbin wiatrowych w pobliżu budynków mieszkalnych oraz uniemożliwiał budowę domów w pobliżu istniejących wiatraków. W efekcie mogło dochodzić do sytuacji, gdzie duże obszary kraju jawiły się jako niedostępne dla budowy, co wpływało na rozwój mieszkalnictwa i biznesu. Na początku 2022 roku PiS zająknął się o złagodzeniu tychże przepisów.

W 2016 roku wprowadzono – głównie za sprawą Zalewskiej – ustawę, która praktycznie wykluczyła możliwość budowy wiatraków na niemal 99% terytorium Polski. Polityczka aktywnie działała na rzecz tej ustawy, przekonując do niej swoich kolegów z PiS-u. Mówiła o tym także publicznie, ostrzegając przed zieloną energią. Głównym argumentem przeciwko turbinom był hałas, który według niej mógłby obniżyć wartość nieruchomości. Zauważyć należy, iż obecnie ten wspomniany hałas także jest mocno podkreślany przez polityków PiS-u.

Minister Tchórzewski podzielał jej stanowisko, przewidując, że do 2035 roku w Polsce nie będzie ani jednego wiatraka. Nie zważano na to, że według Polskiego Instytutu Ekonomicznego nasz potencjał wiatrowy jest stukrotnie większy niż ten dotychczas wykorzystany. Daniel Obajtek orędował wówczas za zmianą prawa jako jeden z nielicznych, gdyż wiedział, że pozytywnie wpłynie to na zarobki Orlenu.

Zbieżność nazwisk przypadkowa?

Politycy PiS wytykający swym oponentom lobbing to sytuacja, która jawi się jako kabaretowy skecz. Oto ludzie, którzy między innymi (bo jest tego ewidentnie za dużo, by pomieścić to wszystko w jednym tekście) zarabiali duże pieniądze za przyjmowanie technicznego zboża z Ukrainy, straszą obywateli tym, że jakieś zewnętrzne firmy robią nam politykę. To ci sami ludzie, którzy straszyli imigrantami, a jednocześnie sami sprowadzali ich nielegalną drogą.

Należy pamiętać, iż analizowana ustawa stanowi wyłącznie propozycję, która będzie dopracowywano pod okiem ekspertów. Jedno jednak w „aferze wiatrakowej” jest niepokojące i wymaga wyjaśnienia. Dziennikarz „Salonu24” Marcin Dobski zwrócił jednak uwagę na pewną zbieżność nazwisk. Krzysztof Bolesta, ekspert Polski 2050 ds. klimatu i energii, który specjalizuje się w turbinach wiatrowych, nosi to samo nazwisko co Agata Staniewska – Bolesta, dyrektor Offshore w Ørsted Polska. Dziennikarz zauważa, iż Ørsted Polska to polska spółka duńskiego koncernu Ørsted, który zajmuje się m.in. energetyką wiatrową.

W wyniku opublikowania postu rozgorzała dyskusja, w której Bolesta poprosił o sprostowanie, choć nie wyjaśnił, co dokładnie powinno zostać sprostowane. Potwierdził jednak, że Agata Staniewska – Bolesta jest jego małżonką.

 

2023-12-01

Sebastian Jadowski-Szreder