Zdrajca czy bohater? Rozmowy o Ryszardzie Kuklińskim

Rozmowa z FILIPEM FRĄCKOWIAKIEM, dyrektorem Muzeum Zimnej Wojny im. Ryszarda Kuklińskiego.

Fot. Tomasz Barański

– Skąd Ryszard Kukliński, rocznik 1930, wziął się w pana życiu?

– To zasługa mojego ojca, śp. Józefa Szaniawskiego. Tata postanowił mocno zaangażować się w sprawę Kuklińskiego, ponieważ mimo przemian demokratycznych w Polsce cały czas na Ryszardzie Kuklińskim ciążył wyrok, najpierw kary śmierci, a od 1990 roku 25 lat pozbawienia wolności. Tata długo sam był więźniem politycznym, odsiadywał 10 lat więzienia za współpracę z Radiem Wolna Europa, i nie potrafił przejść obojętnie obok tego, co spotyka płk. Kuklińskiego w wolnej Polsce.

– Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego uznał płk. Ryszarda Kuklińskiego za winnego zdrady państwa i dezercji. Ponad 40 lat temu, w maju 1984 roku, zapadł wyrok kary śmierci i konfiskata majątku. Jakie znaczenie miał tamten wyrok?

– Był to wyrok sądu kapturowego, bo Ryszard Kukliński już wtedy przebywał w Stanach Zjednoczonych. Został tam wraz z żoną i dwoma synami potajemnie wywieziony z Polski w nocy z 7 na 8 listopada 1981 roku. Był to też wyrok tajny, bowiem ucieczkę Ryszarda Kuklińskiego na Zachód władza skrzętnie ukrywała. Znaczenie tego wyroku było ogromne. Dopiero w roku 1986 pojawiła się pierwsza informacja publiczna o ucieczce pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Napisała o tym „Trybuna Ludu”, a rok później paryska „Kultura” opublikowała pierwszy wywiad z Ryszardem Kuklińskim zatytułowany „Wojna z Narodem Widziana od Środka”. W 1995 roku sąd wojskowy uchylił wyrok wydany na Kuklińskiego i przekazał sprawę prokuratorowi wojskowemu do uzupełnienia postępowania przygotowawczego, a 22 września 1997 roku prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie umorzył śledztwo w sprawie Kuklińskiego. W uzasadnieniu czytamy, że podejmując współpracę z amerykańskim wywiadem, Kukliński działał na rzecz Polski oraz w stanie „wyższej konieczności”.

– Ryszard Kukliński nie był dla pana kimś obcym. Jakim był człowiekiem?

– Poznaliśmy się w 1998 roku, miałem wtedy 18 lat. Był odważny i bezkompromisowy. Jako nastolatek podawał przez dziury w murze getta jedzenie swoim żydowskim przyjaciołom, z którymi wychowywał się na warszawskim Nowym Mieście.

– W roku 1998 wrócił po latach pobytu w USA pierwszy raz do Polski. Pamięta pan tę wizytę?

– W kilku momentach tej wizyty towarzyszyłem Ryszardowi Kuklińskiemu; oczywiście gdzieś przemykałem w ostatnim rzędzie. Ubrany w szary garnitur wygłosił w Sejmie przemówienie, odwiedził też m.in. Kraków, ale najlepiej zapamiętałem jedno zdarzenie. Jeździliśmy samochodem Biura Ochrony Rządu po Warszawie. Pułkownik chciał zobaczyć swoją ukochaną Warszawę, która tak bardzo pod jego nieobecność się zmieniła. Ulice były puste, nikt nie zwracał na nas uwagi, Ryszard Kukliński miał wreszcie trochę spokoju.

– Jak wspomina pan Ryszarda Kuklińskiego?

– Jako pogodnego i skromnego człowieka. Nie był specjalnie rozmowny, ale nie był też małomówny. Ujmował ludzi swoją otwartością, choć piętno straty obu synów i tego, że przez długi czas nie mógł wrócić do ojczyzny, odcisnęło na jego psychice trwały ślad.

– Dostrzegał pan smutek w oczach pułkownika?

– Choć potrafił czasami żartować, to było jasne, że przeżył rzeczy straszne. Chyba najtrudniejsze były dla niego lata 90. Wiedział, że niepodległa i demokratyczna Polska w ogromnej mierze zerwała sowieckie więzy, ale dla niego ciągle była niedostępna.

– A w USA przez długie lata musiał się ukrywać.

W 1981 roku Kukliński został przerzucony do USA, gdzie żył pod zmienionym nazwiskiem, ponieważ CIA (ang. Central Intelligence Agency), a właściwie państwo amerykańskie, zmieniło mu tożsamość. Zmienił też swój wizerunek – zaczął się pokazywać w charakterystycznej kędzierzawej czuprynie, zaczął nosić gęstą brodę. Ryszard Kukliński właściwie do śmierci synów miał od Centralnej Agencji Wywiadowczej zakaz mówienia poza domem w języku polskim. Miał też zakaz spotykania się z Polakami, ale on ten zakaz łamał, zwłaszcza po roku 1989. Coraz łatwiej było dotrzeć do niego np. polskiej prasie. A po śmierci synów on te zasady bezpieczeństwa właściwie całkowicie zarzucił.

– Śmierć synów pułkownika to zemsta KGB?

– W takich sytuacjach trudno mówić o czymś na sto procent, ale wszystko na to wskazuje. W opinii wielu biografów płk. Kuklińskiego nie może tu być mowy o przypadku. Pierwszy z synów – Bogdan – pod koniec 1993 roku zniknął z jachtu na Zatoce Meksykańskiej, a ciała nigdy nie znaleziono. Drugi syn – Waldemar – w sierpniu 1994 roku został uderzony przez samochód na terenie kampusu uniwersyteckiego. Świadkowie zeznali, że samochód przejechał po nim dwukrotnie. Samochód został najpierw skradziony, a potem porzucony. Prochy drugiego syna wróciły do Polski.

– Są też teorie, że synowie płk. Kuklińskiego żyją i zostali poddani przez służby USA programowi zmiany tożsamości.

– Oni temu programowi zostali poddani dużo wcześniej, bo bezpośrednio po wyjeździe z Polski. Poza tym poznałem panią Joannę Kuklińską i nie wyglądała jak matka, która udaje, że jej synowie nie żyją. Dlatego sceptycznie podchodzę do tych rewelacji. Warto natomiast dodać, że dwukrotnie, z wykorzystaniem służb kubańskich, próbowano w USA porwać samego Kuklińskiego. Akcje na szczęście były nieudane.

– O działalności Ryszarda Kuklińskiego powstają grube książki, a nawet filmy. Co zawdzięczamy pułkownikowi?

– Ryszard Kukliński był oficerem Ludowego Wojska Polskiego. W 1971 roku podjął współpracę z CIA. Uprzedził Amerykanów o zamiarze wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, przekazał im plany tej operacji oraz inne tajemnice Układu Warszawskiego. Kukliński odpowiadał za planowanie dużych manewrów wojskowych Ludowego Wojska Polskiego, był oficerem łącznikowym pomiędzy Sztabem Generalnym Ludowego Wojska Polskiego a dowództwem Układu Warszawskiego. Miał dostęp do planów inwazji Układu Warszawskiego z wykorzystaniem Ludowego Wojska Polskiego na zachód Europy. Po rozpoczęciu służby w Sztabie Generalnym w 1964 roku dowiedział się, że na terenie Polski jest zainstalowana nielegalnie, z pogwałceniem prawa międzynarodowego, sowiecka broń atomowa.

– Co to oznaczało dla naszego kraju?

– W razie wojny Sztab Generalny zakładał kontruderzenie obronne na terytorium naszego kraju. W pierwszym rzucie to Polacy, Niemcy ze wschodu, Czesi i Słowacy mieli ruszyć do walki. Ale żeby zatrzymać tzw. drugi rzut strategiczny, czyli dwumilionową armię sowiecką idącą przez terytorium Polski na zachód Europy, Sztab Generalny Ludowego Wojska Polskiego, ale także Moskwa, zakładały, że NATO zrzuci broń atomową właśnie na terytorium Polski. Celem miało być zniszczenie infrastruktury i utworzenie ogromnych rozlewisk powstrzymujących marsz Sowietów na Zachód. Inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968, czołgi wysyłane na bezbronnych robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku – pułkownik Kukliński jest przerażony, bo widzi, że nie ma odważnych dowódców, którzy są w stanie zatrzymać to szaleństwo. Wtedy decyduje się rozpocząć współpracę ze służbami USA. Robi to nie po to, żeby Stany Zjednoczone zaatakowały wojska Układu Warszawskiego – on próbuje zapobiec wojnie poprzez zmianę doktryny wojennej Amerykanów w Europie. Brzmi to niewiarygodnie, że jeden człowiek mógłby chcieć przekształcić machinę wojskową, i to w dodatku obcego państwa. A w całej tej historii najbardziej wyjątkowe jest to, że Kuklińskiemu się to udało.

– Jak te informacje zostały wykorzystane? Co zawdzięczamy Ryszardowi Kuklińskiemu?

– Największy użytek zrobił z nich prawdopodobnie Ronald Reagan. Prezydent USA powołał się na materiały Ryszarda Kuklińskiego podczas negocjacji z Michaiłem Gorbaczowem w Rejkiawiku. W październiku 1986 roku trwały tam rozmowy mające na celu ograniczenie liczby rakiet średniego zasięgu i głowic nuklearnych, w szczególności tych na mobilnych platformach. I w opublikowanych po latach dokumentach – zarówno rosyjskich, jak i amerykańskich – pojawia się opis, w którym prezydent USA przekonuje, że nie może się zgodzić na obecność sowieckich rakiet średniego zasięgu z głowicami jądrowymi na mobilnych platformach w Europie Wschodniej i w Azji. „Widziałem wasze mapy, na których te rakiety są wycelowane w miasta Europy Zachodniej” – stwierdził Ronald Reagan. I to były właśnie te mapy, które Amerykanie dostali od Ryszarda Kuklińskiego. Oczywiście nie bez znaczenia była także aktywność papieża Jana Pawła II, Margaret Thatcher czy pojawienie się „Solidarności”.

– A czego o Ryszardzie Kuklińskim ciągle nie wiemy? Jakiej wiedzy panu najbardziej brakuje?

– Chciałbym poznać treść raportów płk. Kuklińskiego, pisanych przez niego osobiście, a nie przetworzonych przez analityków. Wiemy, że takie dokumenty istnieją; najwcześniejsze pochodzą z lat 1976 – 1977.

– Ciągle owiane tajemnicą są też okoliczności ewakuacji płk. Kuklińskiego wraz z rodziną z Polski.

– Nie wiemy, jak to dokładnie wyglądało. Rzeczywiście znamy co najmniej trzy scenariusze tej ewakuacji. Jeden jest taki, że zamknięci w skrzyniach wyjechali przez Świecko i do Berlina Zachodniego amerykańskim samochodem jako poczta dyplomatyczna. Inny scenariusz mówi o tym, że żona, pani Joanna, wraz z synami poleciała na fałszywych paszportach do Londynu. A jeszcze inna teoria głosi, że to sam Kukliński poleciał samolotem do Londynu. Być może już niedługo dowiemy się, jak to rzeczywiście wyglądało. Jako instytucja lobbujemy na rzecz tego, aby te dokumenty zostały odtajnione, ponieważ to należy się wszystkim Polakom.

– A nie korciło pana, żeby o to pułkownika po prostu zapytać?

– Ryszard Kukliński nie mógł o tym mówić. Nie został do tego upoważniony przez służby amerykańskie. To kwestie operacyjne i o tym się po prostu nie rozmawia. To, co wiemy na pewno, to to, że ta ewakuacja nie udawała się przez kilka pierwszych dni. Było naprawdę blisko dekonspiracji Kuklińskiego. Dlatego Amerykanie ściągnęli do Warszawy dodatkowych agentów.

– Zdrajca czy bohater? Ta dyskusja toczy się w Polsce od lat.

– Na szczęście moim zdaniem mamy ją już za sobą. „Kukliński będzie fascynował historyków i publicystów, wszystkich ludzi, będzie się o nim dyskutować w przyszłości i w końcu zostanie powszechnie uznany za bohatera – napisał Jan Nowak-Jeziorański we wstępie do polskiego wydania książki „Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne” Benjamina Weisera. Trudno nie przyznać mu racji. W dobie wzrastającego imperializmu rosyjskiego nie ulega wątpliwości, że czyn płk. Kuklińskiego był bohaterski. W wyniku jego misji doszło do zbliżenia Polski ze Stanami Zjednoczonymi, z NATO. Oczywiście dziś ta kwestia nadal wymaga wyjaśniania. Zbyt dużym uproszczeniem jest twierdzenie, że w Polsce były dziesiątki tysięcy polskich żołnierzy, którzy chcieli odbudowywać Polskę po drugiej wojnie światowej, a Kukliński złamał przysięgę, bo chciał współpracować z Amerykanami.

Ryszard Kukliński zmarł 11 lutego 2004 r. w Tampie na Florydzie. Jego prochy zostały sprowadzone do Polski i złożone w Alei Zasłużonych Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. 

2024-07-18

Tomasz Barański